Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego 01 (Gubrynowicz).djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
OTO BÓG, KTORY ŁONA TAJEMNIC ODMYKA...

Oto Bóg, który łona tajemnic odmyka,
Podniosł wreszcie zasłonę czarną z matecznika,
I pokazał... okropną umysłów ruinę,
Oczy krwią zaszłe, twarze zielone i sine,
Dogasające oczy przy ofiarnej czarze,        5
Zabójstwa serc i skryte na trupy cmentarze,
Kijami po moskiewsku nasiekane grzbiety,
Żywe, zwierzęce widma — włóczęgi — szkielety,
Chodzące ludzi szczątki — ciał ruchome ćwierci,
Pełny wężowisk, ducha matecznik, gród smierci...        10

Tamże jest tron jako grób straszliwy i czarny,
Na którym się pokazał ów niedźwiedź polarny,
Figura z krwi i z ciała, wewnątrz chora, pusta,
Mocarz zapowiedziany w proroctwie oszusta.
Przed jego pożyczoną już od cara mocą        15
Szkielety waryatów kładną się, gruchocą,
Podlą się i za podłość mu składają dzięki.
Słychać trzask czaszek, grzechot piszczeli i jęki.
Któżby powiedział wczora, że ta, ach, kotara
Kryje takie tam uczty straszne Baltazara,        20
Że ten, co miał serdeczne niegdyś w Polsce państwo,
Dzisiaj osławiony zapadł w ducha pijaństwo
I bachanalią kończy z uczuciem wieczności,
Nie wiedząc, że ma z trupów smiejących się gości,
Że tam nieoswiecony jest dom bez miesiąca,        25
I ręka carska ogniem po ścianach pisząca,