Strona:PL Dzieła Ignacego Krasickiego T. 6.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdy go do szkół oddano, zdał się być niepojętnym, ale czego się raz nauczył, tkwiło stale w umyśle jego; pamięć miał gruntowną, co zwyczajnie się nadarza tym, którzy nierychło pojmują rzeczy. Nie wierzył z pierwszego wejrzenia, ale pierwej rzecz roztrząsnął, a dopiero na niej przestawał. Był posłusznym na rozkazy starszych, badał się jednak o przyczynę rozkazów, w czem mu ulegał roztropny nauczyciel jego Sarpedon.
Jeszcze był niemowlęciem, gdy niektóre sprzymierzone narody starały się w Rzymie o uczestnictwo obywatelstwa; jeden z ich posłów Pompedyusz Sylon, mąż znamienity, mieszkał naówczas w domu Liwiusza Druza, u którego Katon, jako wuja swojego, po śmierci rodziców wraz z bratem Cepionem zostawał na opiece. Bawił się rad z temi dziećmi Pompedyusz i razu jednego mówił, aby się za nim przyłożyli do wuja w wyrobieniu obywatelstwa, o które się starał. Cepion przyrzekł dorazu, a gdy Katon milczał, wziął go na ręce Pompedyusz i zmyślając postać surową, wystawił za okno mówiąc. „Jeżeli za mną nie będziesz prosił, rzucę cię nadół“. Trzymał go dość długo, ale gdy niezmieszany trwał upornie w milczeniu, stawiając go na ziemi, rzekł do przytomnych: „Co za szczęście dla Rzymian, jeśli się to dziecię uchowa; gdyby był teraz w dojrzałym wieku, nie otrzymalibyśmy pewnie tego, czego żądamy“.
Rządził Rzymem naówczas Sylla, a że był przyjacielem rodziców Katona, kazał go często wraz z bratem do siebie przywodzić i bawił się z niemi. Katon, który już wychodził z niemowlęctwa, widząc, jak zabitych z rozkazu tyrana przynoszono do niego nie tylko zdobycze, ale i głowy ucięte, pytał się nauczyciela swego Saperdona, „dlaczego kto się nie obrał, któryby Syllę zabił?“ „Dla tej przyczyny — odpowiedział Sarpedon — iż bardziej go się boją jeszcze, niż nienawidzą“. „Pocóż — rzekł Katon — kiedy mnie tu wiedziesz, nie dasz mi broni, którąbym ja go zabił i Rzym wybawił z niewoli?“ Przestraszył się niezmiernie takową odpowiedzią nauczyciel i odtąd miał pilne oko na ucznia, iżby nie ziścił tego, do czego się być tak skłonnym pokazał.
Lubo się być mniej czułym i nieużytym zdawał, kochał jedynie brata swego i dopiero się wtenczas z nim rozłączył i podzielił ojczystym majątkiem, gdy do urzędów był powołanym. Choć jednak był dość dostatnim, wiódł życie pracowite i ostre, strzegąc się nie tylko zbytku, ale i wygód; a widząc jak wiele na wiadomości zależy, pod znamienitemi mistrzami ćwiczył się w nauce filozofii i krasomówstwa. W pierwszej największy wzgląd miał na obyczajność, tyle zaś tylko z drugiej chciał korzystać, ile mu do spraw publicznych potrzeba było. Nie stawał więc u sądów, jak inni ćwiczący się w krasomówstwie czynili, a gdy mu to wymawiano, rzekł: „Wolę, że mnie o to