Strona:PL Dzieła Ignacego Krasickiego T. 6.djvu/446

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Z Berlina 28 listopada 1797.

Prawdzi się na mnie dawne przysłowie Homo proponit. Śmierć króla zatrzymała mnie i zatrzyma w Berlinie dłużej, niż sobie ułożyłem. W marcu więc, albo na początku kwietnia, do domu wrócę.
Pierwiastki nowego króla obiecują szczęśliwe panowanie. Młody ten król ma stary rozum. Nowość panowania, ciekawość, rozmaite szczególnych zamiary i powszechne okoliczności, wielką liczbę ściągają tu i swoich i cudzoziemców. Je, według mego zwyczaju, wśród zgrai siedzę samotny i powtarzam z Kochanowskim:

Niech drudzy za łby chodzą, a ja się dziwuję.

Dobra duchownym odbierają, ja przy Skierniewicach utrzymanym będę, a jeszcze kwota pieniężna nie ze wszystkiem uregulowana. Mniej będzie niż było, trzeba też mniej wydawać, niż się wydawało, a tak co los ujmie, oszczędność przyda. Zdechł mi jeden z moich tarantów, proszę mi na wiosnę ze dwóch przyprowadzić, ale pamiętać, żeby były równej miary, dla większego zaś bezpieczeństwa, każ Wpan napisać do Tydego, żeby miarę najwyższego i najmniejszego z pozostałych przysłał.

Z Berlina, 6 stycznia 1798.

Po przeszłym, bardzo zwyczajnym, lepszego się przecież roku spodziewać należy, a raczej życzyć i sobie i drugim, bo rodzaj ludzki tak zgłupiał (uczciwszy uszy), iż ledwo spodziewać się może, iż by przyszedł do rozumu, aczkolwiek bądź:
(Powtarza po raz trzeci ów ulubiony wiersz Kochanowskiego. Niech drndzy za łby chodzą.)
My sobie w kącie dziwujmy się, a jednakże miejmy się na ostrożności, iżby nas w ukryciu nie znaleziono. Ja siedzę na wielkim świecie, bo mnie zima napadła, skoro skowronki śpiewać zaczną, zabiorę się do Skierniewic, żeby przecież na wolnem powietrzu odetchnąć.
Rasztadzkie konferencye wszystkich zastanawiają, musi się to przecież na czemś zakończyć, a jak się zakończy, daj nam Panie Boże użyć spokojności.

Ze Skierniewic, kwiecień 1798.

Już ci co w Skierniewicach to w Skierniewicach, ale nimem się do nich dostał, przekląłem podróż najniegodziwszą w świecie. Od samego Berlina miałem ustawiczny deszcz, śnieg, wiatr a błota po uszy. Zgoła tak się gniewam, iż muszę przestać, bo gdybym się dalej zapomniał, na temby się skończyło, żebym list podarł.