Strona:PL Dzieła Ignacego Krasickiego T. 6.djvu/406

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Podróż moja do Berlina trwała ze wszystkiem dni dziewięć, alem się zatrzymał dzień jeden w Kwidzynie, to jest Marien-Werder, a półtora dnia w Chełmnie u grafa Hohenthala, koadjutora chełmińskiego. Drogę obrałem sobie na Marien-Werder, Grudziądz, Chełmno i Kustryn, dla tego że jest krótsza, ośmią milami od gdańskiej, którąśmy razem niegdyś z Wpanem odprawiali. Wziąłem za towarzysza podróży ks. Marcina (który notabene bez miłosierdzia ostrygi połyka). Drugi kompan podroży ks. Puget, kustosz wiślicki, syn starosty Duninowskiego, który jest przy mnie z zalecenia króla polskiego.
Przyjęty byłem od króla (Fryderyka II) z większą jeszcze łaskawością i dystynkcyą niż innych czasów. Bawię się dobrze, jak zwyczaj w miastach wielkich i tego mi tylko nie dostaje, żebyście byli ze mną.
Odgłos powietrza w Polsce uczynił tu wielką sensacyą i dlatego kordon już jest na granicach od Polski założony, pod komendą jenerała ułanów Usedom, mającego swój garnizon w Bydgoszczy, niedaleko granicy.
Cudzoziemców tego roku na karnawał nie liczymy wielu, oprócz niektórych z Szlązka, którzy się za cudzoziemców nie zwykli liczyć. Graf Lehndorf znajomy Wpana mój sąsiad nie znajduje się, a przeto ubył mi jeden dom, gdziem się był zwykł poufale zabawiać.
Dalej dnia 7 stycznia: „Karnawał tutejszy lubo wspaniały, nie jest jednak tak ludny jak przedtem, a to z przyczyny niebytności brata królewskiego, księcia Henryka i synowca, księcia pruskiego, który dla febry tercyanny w Potsdamie został.
„Moje przyjęcie i codzienne uczęszczanie u króla nadzwyczaj, mogę mówić, z strony monarchy łaskawe. Staram się o ile możności. bawiąc go, oświadczyć mu moję wdzięczność. Jeżeli zaś w waszym kraju macie jakowe pogłoski o jego słabości, powiedz że Wpan każdemu, a jeśliby chciał i był niedowiarkiem przeczytał, żem go zastał czerstwiejszego i zdrowszego, niż był przed pięcią laty, tak zaś wesołego i raźnego, jakby miał lat ośmnaście. Piszę Wpanu ten list jadłszy z nim obiad. Siedzieliśmy cztery godziny u stołu. Tak się dziadunio rozkomosił i mnie tak rozchichotał, żeśmy się śmieli jak dzieci, a naopowiadaliśmy sobie bajek z półtorej kopy, a między innemi był i Dubieck i Nienadowa i Nozdrzec. A ci, co stali za drzwiami, rozumieli może, że szło o aeouilibrium całej Europy, co i on sam powtarzał i śmiał się ut octo, a ja, per consequens, tyle drugie. Ale gdybyś Wpan był ze mną, jakżebyśmy się bawili, jakżebyśmy ostrygi jedli. Martineau już ma brzuch tak odęty ostrygami, że go z sobą do karety brać ledwo mogę.
„Jadę do króla znowu na wieczerzę.“