Strona:PL Dzieła Ignacego Krasickiego T. 6.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

śnie ruszył ze stanowisk; ale przeprawa przez góry Apeninu w czasy słotne i dżdżyste i gdy ztamtąd wyszedł, bagna i trzęsawiska, przez które iść musiał, zmniejszyły przez choroby, z wilgoci pochodzące, liczbę żołnierzy jego; sam z przeziębienia i trudów ustawicznych oko jedno utracił. Przebrał się nakoniec do pięknych Etruryi krain i w okolicach miasta Arezyum, gdzie stanął obozem, pożądany spoczynek znalazł.
Tam gdy się dowiedział, iż Flaminiusz chciwy sławy, zuchwały i lekkomyślny, szukał tylko pory do okazania dzielności swojej, ażeby go tembardziej wzruszył i przywiódł do nierozważnych działań, postanowił u siebie drażnić go i oburzać. Jakoż wysłał pod sam obóz rzymski Numidy, którzy, częstokroć się ukazując, rozbiegali się okolicznie, paląc i niszcząc rzymskie osady. Nie mógł znieść takowej zuchwałości i zniewagi popędliwy Flaminiusz i nie czekając na przyjście drugiego konsula, mimo zdanie wojskowej starszyzny, szedł przeciw Annibalowi. Uwiadomiony ten o jego zamysłach, pewien, iż ściganym z jak największym pośpiechem będzie, cofając się i niby uciekając, udał się w kraj górzysty, gdzie przejścia po nad brzegami jeziora Trazymeńskiego, górami ściśnione, były przykre i wązkie. Prowadził tą drogą wojska swoje i przeszedłszy ją, na wzniesionem o obszernem miejscu rozłożył obóz; po wzgórkach zaś nadbrzeżnych rozstawił zasadzki, aby gdy wnijdą Rzymianie w ciaśninę, i z boku i z tyłu rażonemi być mogli; a przed oczami mieli obóz na w zgórku z całą mocą wojska tam osadzonego.
Stało się tak, jak przewidział- zaufany w moc wojska, które wiódł, Flaminiusz wszedł w cieśniny; wpuszczony bez odporu, gdy się coraz zbliżał ku obozowi, opanowali z tyłu wejście Kartagińczykowie z gór zeszli. Wyszedł przeciw Rzymianom z obozu Annibal; gdy przyszło do boju, a dał umówione zasadzkom hasło, natychmiast ze wszystkich stron otoczeni Rzymianie, lubo mężny dawali odpór, wielką ponieśli stratę. Zgiełk broni, kamienie, drzewa, które na bijących się z gór spadały, krzyki okropne przeraźliwem echem po skałach wielokrotnie powtarzające się; wszystko to razem tak dalece przeraziło stłoczone w cieśninach Rzymiany, iż gdy i miejsca do boju i sposobności do ucieczki nie było, jedni od broni nieprzyjacielskiej, kamieni i drzew tracili życie, drudzy w tłoku zgniecionemi zostali, wielką część pochłonęły wody Trazymenu. Byli tacy, którzy widząc swoich klęskę, rzucali się wśród zwycięzców, przenosząc śmierć nad zniewagę. Flaminiusz poległ na placu, a z nim piętnaście tysięcy Rzymian. Niektóre pułki po mężnym odporze przedarły się przez kartagińskie wojsko, ale zewsząd otoczone, nazajutrz poddać się musiały; rachowano ich do sześciu tysięcy. Taki zaś był zobopólny w tej bitwie zapał, iż gdy właśnie wówczas przypadło trzęsienie