Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/404

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

FELIKS. (grobowo) Dla rozpaczy płytko.
MARTA. (z ironją) Urąga wszystkość!...
FELIKS. (na stronie) Ledwo tykam łydką.

(po chwili do Marty)

Są chwile takie, gdy i otchłań zdradza.
MARTA. To nie jest rybak ani człowiek gminu.
Natrętnik jakiś — — —
FELIKS. To nie dziewka z ludu,
Ale warjatka jakaś...
MARTA. Dziśbym rada
Popłynąć łodzią na szerokie morze —
Mam tam interes — gdy tu łodzi żadnej...
FELIKS. (na stronie) Bądźmy ostrożni!...

(do Marty)

Dziś płynąć nikt nie śmie...
MARTA. Pan się jednakże miotasz w fale...
FELIKS. Pani,
Perły ja szukam... Jest to namiejętność.
Namiejętności, o czem pani nie wie.
Ślepe są, co zaś jest ślepem, nie wgląda
W następstwa. Ludzie rozsądni, jak Erazm,
Który tu idzie, widzę, w mekintoszu,
Inaczej rzeczy te pojmują...
MARTA. Nieba!...

(wytężając wzrok)

Zaiste, idzie ktoś, lecz w stronę portu,
Lub, oglądając, wstrzymuje się, jakby
Dostrzegał z tyłu towarzysza... Tak jest,
To Erazm!..

(do Feliksa)

Myślę, iż, aby w otchłanie
Rzucić się, chwilka starczy, tak ulotna,
Że ci, co idą, znaleźliby się tu
Zawsze niewcześnie. Takie zagadnienie
Matematyczne przychodzi mnie na myśl!
FELIKS. Głębokie myśli nieraz wiało morze
Na przechodzących po brzegu, wszelako
Pani zbyt jesteś i wdzięczną i młodą,
By tak zachmurzać czoło...
Tu przeproszę,
Jeśli się nazbyt rączo wyraziłem.

(po chwili)

Ten, który idzie, zwie się Erazm, on jest
Pełen rozsądku i cenny w tym względzie
Dla cudnej Juljl! On zbliży się właśnie
W chwili, gdy, choćbym ja się w morze rzucił,
Zdołałby pani dopowiedzieć morał,
Który zacząłem jej głosić. Takie jest
Matematyczne z mej strony mniemanie.
MARTA. (wpatrując się w Feliksa)
Julja zaś cóżby mniemała w tej mierze —
Ona, którą ja tak cenię i kocham,
Iż za nią czućbym zdołała i myśleć??
FELIKS. (z entuzjazmem) Pani!
Dozwól, niech rękę ci podam —

(podają sobie ręce i powoli oddalają się)

JULJA. (za sceną) Erazmie!...
ERAZM. (nadchodząc i poglądając na zegarek) Spóźniła okręt niezwykła nawałność,
Tak, iż naprawdę może czekać przyjdzie,
Jeżeli człowiek, w czas swój wszystko pełniąc,
Czekać powinien, lub śpieszyć się musi.
Atoli widzę, że nadchodzi Julja,
Zefirów rannych szukająca...

(do Julji)

Pani!
JULJA. Dzień dobry, hrabio!
ERAZM. Pani tu, tak rano...
JULJA. Pan jedziesz?
ERAZM. Na dziś okręt zatrzymano.
JULJA. Ja przyszłam w morze rzucić się, codzień
Toż samo czyniąc! I na sługę czekam
Z bielizną,
poczem piję ośle mleko.

(kurtyna zapada)