Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/357

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdzie łucznik konia waszego trzyma.
Tę, mówię, jabłoń posadził oto,
Błogosławieństwa znak kładąc na niej,
A odtąd co rok owoce niesie,
Wonność po całym rozlewa lesie,
Ptastwo ją mija, robak nie rani.
Nie będzie, gadem, kto niszczy gady,
Gadem nie będzie, kto gady niszczy.
Smok pierwszy runął i zionął jady,
I to się jeszcze pryszczy a pryszczy.
Książęta, jedźcie za siódmą skałę,
Gdzie śniegi leżą na Tatrach białe!
Za siódmą skałą najdzie się struga,
Co między głazy promieniem mruga,
A potem w rzeki urasta żyłę.
Wodę z niej hełmem kto pił miedzianym,
Bywał mu z wodą i sposób zlanym:
Zdobywał fortel, zyskiwał siłę
Przeciwko smokom odwylęganym.
Lubo jest rzadki, co fortel z siłą
W doraźną umiał zamienić wolę;
Zawsze się jedno z drugiem wadziło.
Mówiłbym dłużej, lecz cierpię bole,
Dzień mię odbiega, a noc mię woła.
Lilijan niech wam będzie gościnnym!
Zostawię po mnie świecę, gęśl, zioła,
Świecę, gęśl, zioła zostawię innym.

(głosem cichszym)

Książęta, jedźcie za siódmą skałę,
Gdzie śniegi leżą na Tatrach białe.
RAKUZ. Strugi jak pytać? I pytać kogo?
STARZEC. Cel drogi bywa z skończoną drogą,
Grotem się włócznia zazwyczaj kończy,
Wrębem się kończą brzegi opończy!
Człek nie wie, mówiąc o tem i owem,
Że słów granice są jeszcze słowem.
LILJAN. Książęta, jedźcie za siódmą skałę,
Za siódmą skałę, gdzie śniegi białe!

(książęta wychodzą)

LILJAN. (do pustelnika) Mężowie wyszli, wadząc się z sobą.
STARZEC. Gdzie zwada braci zdwoi rodzonych,
Nie kwap się trzecią stawać osobą.
Osobą trzecią braci zwaśnionych
Milczenie naprzód bywa, a potem
Służalec, człowiek, kupiony złotem,
By, zaprzestawszy swego istnienia,
Dla powaśnionych był zejściem gniewu.
Ten, gdyby zbywał, będą kląć drzewu,
Lub z przydrożnego szydzić kamienia,
Aż gniew, który jest właśnieże owem
Zapowietrzeniem po-jaszczurowem,
Wyrozpoznawa się i wypienia!

(po chwili)

Zmierzyłem ja ich tą siódmą skałą!
Dni siedm niech błądzą zdala od domu,
By, co jest marą, snem się wydało!
A Bóg da resztę, jak będzie komu.

II.
Głęboka puszcza — noc.

RAKUZ. Trębacza w lesie z rozkowanym koniem
Zostawić przyszło. Dobrze! Za nim w ślady
Łucznika. Dobrze! A teraz mój gniady
Dla mnie. (siadając na koń)
Nie dzielę się już podogoniem.
Braterstwa lękam się równie, jak zdrady.
KRAKUS. Zdrady? O, bracie! Gdzież zdrada być może?
Tak wiele razy dzieliliśmy łoże,
Jedną okryci burką noce całe,
Po łowach w dęby tuląc się spróchniałe...
A dziś, przypadku małego zrządzeniem,
Może nam chwilę przyjdzie czekać jedną.
Zostań! Za pierwszem puszczę cię trąbieniem.
Mroki się szerzą, ale drzewa rzedną.
Rakuzie, podziel się oto siedzeniem,
Lub zstąp i bogom razem zrób obiaty![1]
Koń, odpocząwszy, łacniej dwóch uniesie.
Przymknę do siodła, do kraju twej szaty,
Jako jesienny liść i mało szerzej
Zabiorę miejsca, niż ile płaszcz leży.
RAKUZ. Naród mię czeka, ojciec stary czeka;
Obiaty bogom spraw i ruszaj pieszo!
Brat się tu wcale brata nie wyrzeka,
Losy się tylko więcej od nas spieszą.
Złość smoka może wywrzeć się na masy.
Poświęć się, bracie, i bądź zdrów! Niech bogi
Odmienią losy, niech odmienią czasy!

(zawraca koniem)

KRAKUS. Bracie! Co czynisz? Krew!
RAKUZ. To nic, ostrogi.
KRAKUS. Ostrogą usta i serce mi skrwawił!
A teraz jestem, jak zdeptane zioło.
Bez chleba kromki w puszczy mię zostawił!
Zdeptane zioło, z wstydem wznoszę czoło:
Ciemno a ciemno wkoło i nikczemno,
Gdziekolwiek spojrzeć, ciemno naokoło...
Rozbrat, którego, nie wiem, co pojedna,
I węzeł, który, nie wiem, co rozłamie.
Żeby choć jedno serce było ze mną!

  1. obiata — ofiara, składana bogom.