Jam jest z powstańców mąż, obcy magowi.
Czyńcież, co czynić macie, czyńcie zdrowi!»
Mistrz Jazon, słowa te słysząc, wzniósł rękę
I, popychany żołnierstwa poskokiem.
Wołał: «Coś w wietrze czuję, jakby mękę
Człowieka — krzyże — pod ciężkim obłokiem,
Przy Jeruzalem — na trupich głów górze» —
I padł, po piaskiem zasłanym marmurze
Skroniami miecąc gałązki oliwne,
Co zdały mu się uwieńczać siwiznę.
«Tyś winna» — mówił Pomponjus do diwy —
«Że oto dzień ten tyle nieszczęśliwy».
I łamał pedum kościane jak trzcinę
Na coraz więcej drobne kawałeczki,
A kość parskała i złote zeń ćwieczki
Wylatywały jak skry. «Wina winę
Powiększa» — diwa na to mu odpowie —
«Gniew, pedum niszcząc, nadweręża zdrowie[1].
— «Koniecznem było, zamiast starca budzić,
Napisać raczej do Zofji słów parę» —
Pomponjus mówił.
«Zamiast palce trudzić
Łamaniem kości, pisz! Lub czekaj: stare
Tam są od różnych patrycjuszów karty,
Wybioręć sama list». Co rzekłszy, z śmiechem
Wybiegła, niby stając za zasłoną,
Pobrzmiewającą wszakże kroków echem
Tak, że Pomponjus w głos zawołał: «Żarty!»
I chęć mu przyszła niespodziankę ona
Przedłużyć wiary dziecinnej udaniem,
Gdy diwa z twarzą wbiegła rozjaśnioną,
Mówiąc: «Posłałam krótki list, z wyznaniem
List twój i kwiaty. Po drodze ich wiele
Zakupić można, prawdaż?
W rzeczach tylu
Życzenia twoje i pragnienia dzielę,
Czemuż mam obcą być i w tem?»
«Motylu!» —
Pomponjus z zimną ufnością odpowie —
«Gdybyś zrobiła to!»
«Gdybym zrobiła!» —
I wieniec rąk nań białych zarzuciła,
Wśród pocałunków poszeptując: «Kto wie?»
W podróżnym płaszczu, z ogoloną głową[2],
Jako niewolnik lub człowiek ubogi,
Mistrz Artemidor wchodził w Zofji progi.
Postawę nieswą mając, raczej ową,
W którą się rzeźbiarz stroi, kiedy bogi
Przedstawiać każą mu śmiertelni ludzie,
Hojni dość, niedość rozmyślni o cudzie.
Zofja kończyła właśnie swą rozmowę
Z posłańcem, który miał doń list, a leki
I kwiaty z willi przyniósł niedalekiej.
Od Pomponjusa list, rzeczy nienowe
Powiadający, tem szczególny w sobie,
Że zdał się innej należeć osobie
I nic o lekach nie mówił od maga.
Rzuciła go więc, rzekłszy «Nieuwaga!»,
Skinieniem słudze dając pożegnanie,
Gdy Artemidor siadł i, jak w koronie
Król, za majestat swój mając wygnanie,
Mierzonym głosem te jej mówił słowa:
«Bądź zdrowa! Więcej, niż kiedy, bądź zdrowa!
Wybrzeża Galji[3] dzikiej niezadługo
Przyjdzie mi oczy oglądać tęsknemi,
«Rzymie» — wołając — sławo i zasługo, —
Zniknijcie! Ziemio, wracaj się do ziemi!
Laury, suchemi rozmiećcie się pyły —
Brak środków dwakroć uolbrzymia siły».
To rzekł, lecz, jakby mówił to już pierwej,
Nie dawał uczuć, aby krócił żale,
Lub poruszone uspokajał nerwy —
Swobodny owszem i przytomny wcale,
Nim Zofja z swem się współczuciem ozwała,
Kwiatami począł bawić się niedbale.
Każąc, by leków swych nie przerywała,
Solennie nagląc, by nie był natrętny,
By napój wzięła zbawienny, acz mętny.
- ↑ Ta moralna uwaga o gniewie nie jest wcale obcą społeczeństwu starożytnemu, owszem precepty higjeniczno-moralne mamy właśnie-że z tamtych źródeł. (P. P.).
- ↑ Dotknięci wygnaniem pozbawieni bywali możności noszenia togi i nieraz w krótkiej sukni z głową ogoloną szlachcic rzymski w prowincji oddalonej szkołę zakładał i uczył. (P. P.).
- ↑ «Wybrzeża Galji dzikiej». — Lubo państwo rzymskie obejmowało nieledwie świat, linja jednak, od dzisiejszego Krymu do Marsylji przez posadę Europy wyciągnięta, dałaby niżej właściwą ojczyznę Rzymianina, wyżej zaś kraje do robienia karjer wojskowych i miejsce wygnań. I jako naprzykład Ameryka względem Europy bywała i jest krajem ucieczki z różnych przyczyn, tak był naonczas ów obszar środkowej Europy. Po ukrzyżowaniu Pańskiem Herod, Piłat i ś-ta Magdalena zostawują wspomnienia, iż w dzisiejszej Francji przebywali — było przysłowiem rzymskiem: «poszedł na ryby do Marsylji», co znaczyło, iż wygnany jest albo ile uważany. (P. P.).