Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dostrzegł, że lica jej byłyby smętne,
Stalszemi będąc — tak kwiat gdy potrącą
Przechodnie w sposób niezbyt pogardliwy,
Odprostowywać się zwykł harmonjami
Słodkiemi trzciny swej, choć niecierpliwéj.

Któż bowiem kochał, jak to później zwie się,
Jeśli to stałe ma gdziekolwiek imię!
Któż-bo lub raczej któryż kochał w Rzymie,
Co pierwsze dziewki gwałtem sobie niesie
Z teatrum do dom lub, jak koturn zmienia
Bez obrażenia i bez przeproszenia,
Pomny, że inne czucia są olbrzymie
A inne karle, i dumą tam sięga,
Gdzie się krew w ducha rozprzęga czy sprzęga[1].

Zofja inaczej — ona z Rzymu brała
Moc niemyślenia, że gdzieindziej wzrosła;
Resztę zaś kratą liry zamykała
I wtedy była — czy straszna, czy wzniosła
Nie wiem; tak klatkę lwa, gdy z nim zadrżała,
Wydążasz furty zatrzasnąć podrywem;
A choćbyś sam był lwem, wiesz jedno: «Żyw-em!»[2]


XV.

«Obyczaj wolny jest od obrażenia
W czasie, gdy wszystkie równe mają prawo», —
Mówiła Zofja — «ja dziś do jedzenia
Siadam[3], a tobie, gdy chcesz, służę ławą
I, jeśli zwyczaj masz, wieńcem bluszczowym»[4],
Co Aleksandra syn słysząc: «Gotowym», —
Odrzekł — «czemkolwiek darzy, przyjąć od niéj,
Mimo, iż bluszcz mi skroni nie ochładza.
A róże? Może bez wieńca swobodniéj;
Może stosowniej — kwiat albowiem zdradza Upadkiem».

«To jest stary przesąd wschodni»,
Odrzekła Zofja, gdy głowy golone
Dwóch niewolników, ku niej pochylone,
Słuchały ciszej rzeczonych rozkazów.,
Jak wyciosane karjatydy z głazów.
«Więc przyjmę lauru wieniec lub dębowy.
Pierwszy, ażebym z odkrytą był głową,
Jako ty jesteś — drugi, iżem głowy
Nie oddał treści słów twych piorunowéj».
«Młodzieńcze!» — Zofja na to mu odpowie,
«Jesteś przyjemnym bardzo biesiadnikiem!
Rzecz coraz rzadsza, tak, iż wkrótce, kto wie,
Może nie będziem jadać, albo z nikiem».

«Zaiste, coraz mniej umieją gościć», —
Syn Aleksandra prawi, biorąc jadło, —
«Aż to, co zowią chrześcijanie: «pościć»,
Znacznie się w biedny lud w imperjum wkradło».
«Znasz więc misterja onych?» — «Podróż moja,
Że filozofję wszelką ma na celu,
Czyni, żem dotknął niejednego zwoja
Pism i moralnych precept mistrzów wielu».
«I —?» rzekła Zofja z półuśmiechem, który
Coś nieżeńskiego miał. — «I stąd powziąłem
Wiedzę o różnej praktykach natury.
O onych» — mówił dalej — «co, popiołem
Chleb posypując, zstępują aż na dno
Całości człeka zbiorowego w czasie,
I tam tykają prawd — tykając, władną.
O onych» — mówił jeszcze — «którzy zasię
Przenoszą mądrość czerpać z żądzy sławy,
I są współczesnych zwierciadłem promieni.
O onych, którzy z natchnienia, jak z lawy
Wulkanu, cacka robią dla zabawy,
Albo są skrzydły orlemi noszeni — —
O onych jeszcze, którzy ważą pyły
Na szalach myśli i są, jak mogiły
Etruskie, dzbanów pełni rysowanych,
Bronzowych złamków, tudzież łzawic[5] szklanych,
Wyschłych, zielonych po kroplach, co zgniły».
«I — » Zofja jeszcze dodała z uśmiechem.
«I — oto twoje, pani, piję zdrowie,
A pijąc, będę przypuszczeń jej echem,
Że, jak z ucztami, tak z mądrością, kto wie,
Czy ta się w oczach naszych nie pogrzebie,
Lub każdy mądrym będzie sam dla siebie».
«Tego mniej dzisiaj, niż kiedy, bym chciała»,
Odrzekła Zofja tonem bez znaczenia.
«Pani, to wszystko same przypuszczenia,
Które jak płonne są, to pewna mała

  1. Formacje rodów kabalistyczne, bez względu na serca, a z widokami jedynie socjalnemi i politycznemi dla utrzymania ducha rodu. (P. P.).
  2. «Żyw-em» — skrócenie: jestem żywy albo uszedłem cały. (P. P.).
  3. Tak kobiety greckie jadały, przy łożach siedząc. (P. P.).
  4. Wieniec bluszczowy od odurzenia winem — spadanie kwiatów z wieńca, oznaka nieszczęścia w miłości — a wieniec dębowy nosiły osoby, które pominął piorun, co godność i świętość oznaczało. (P. P.).
  5. Lacrymatoria, naczynia do łez szklane, w grobach znajdowane. (P. P.).