Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ni przez zuchwalstwo na szwank naraziłem;
Ni wywołałem nawet urągania,
Ni znikłem, marnym uznawszy się pyłem!
A to są sprawy nie do wybaczania!»
———————————
«Dosyć!» zawołał, z krzesła wstając, pretor
I, dwakroć spluwszy, rzekł: «Ja tam nie retor»[1].



X.

Gdy w jedną stronę błysnął rząd pancerzy,
A w drugą sądom wyższym odroczonych
Poprowadzono trzech, by zamknąć w wieży,
Tłum się ze schodów stoczył wywyższonych,
Od góry zwolna próżniejących z ludu,
Co zszedł się czekać krwi, buntu lub cudu.
Które z tych zjawisk wysłannik Jazona
Przyszedł tu znaleźć, rzecz nieodgadniona.
Barchob, z Judei rodem, nie chrześcijanin,
Ani polityk, a tem mniej poganin;
Wymowy także oratorskiej zwrotów
Unikający, jak wstrętnych kłopotów;
Milczący szczelnie lub dwoistej treści
Słówkiem słuchane cechujący wieści;
Patrzący chwilę na postać człowieka.
Gdy odpowiedzi ten od niego czeka;
Niekiedy oczy, dokoła czerwone,
Uchylający w tę lub ową stronę;
Profilem piękny, postawą wątpliwy.
Zaklęty, zda się, w mistrza swego ruchy,
Na cień z za Styksu może zbyt lękliwy,
Na męża nazbyt przejrzysty — jak duchy.
Pytania takie szybko przechodziły
Przez Aleksandra z Epiru ciekawość,
Gdy szedł z Barchobem, który dwoił siły,
Przez towarzysza pociągany żwawość,
I czuł się z zwykłych gestów wyrywany,
Powolnych, gestów może mistrza-maga.

«Nie znałeś Gwida?»
«Gdyby mi był znany,
Byłbym z nim».
«Słuszna zdaje się uwaga,
I przeto rzekłem ci: «Nie znałeś Gwida»
A nie: «Czy znałeś Gwida?» zapytałem».

Syn Aleksandra wstrzymał się, jak dzida,
Kiedy osadzisz konia w pędzie całym,
Wzdrygnięta naprzód i wtył — «Czy nie będzie
Za późno mistrza odwiedzić Jazona?»
«Gotów jest, mniemam, i zawsze i wszędzie
Przyjąć», co mówiąc, otrząsnął ramiona
I wskazał ręką od Tytusa łuku
Na bok, acz droga dłuższa i bez bruku[2],
Dodawszy:
«Zwyczaj mam unikać huku».

«Służę!» towarzysz odparł mu i w cieniu
Drzew szli powolniej. — Czas był ku-zachodni,
Jasny, że czytać mógłbyś najwygodniej;
Lecz czerwieniały już w słońca promieniu
Rzeczy, które są ostro rysowane:
Amfiteatru szerokie profile,
Trzy piętra łuków, z głazu wyciosane,
Wnijścia do arkad zwęźlonych zawile.
Rzadko kto śpieszył ku Kapitolowi,
Tam i sam raczej błądząc, jako w porze,
W której cel ruchu odda się ruchowi,
A myśl i mowę, że pięknie na dworze.
Usposobienie to każdego ima,
Kto, w rytm idących tak wszedłszy, takt trzyma.
Tak więc wiódł Barchob z Epiru młodziana,
Gdy nagle spotkał kobietę podżyłą,
Służebną, ile z tego, jak odziana,
I z kosza w ręku wnosić można było,
A Egipcjankę, co wraz poznać z cery
I z ust, lecz pierwej z ruchów bez manjery,
Uspokojonych abnegacją[3] pewną,
Dziwną — że, wziąwszy się, by kosz postawić
Lub wznieść, mniemałbyś, iż ma błogosławić,
I że, udając sługę, jest królewną.
Tę piękność wszakże, co z przetartej szaty
Wyzierać zwykła, mijał Rzym bogaty;
A retor, fałszerz daru i uczucia,
Krył ją w misternie kwiecone zepsucia
I ledwo dostrzegł jaki Grek — atoli
Grek, gdy postradał Grecję, więc, co boli,
Nie mając ziemi, zna, że, gdy brak kraju,
Ojczyzna dwakroć większa sięga raju!

Rzym w estetyce był już, jak za wiele
Wieków Gallowie w błotach swych być mają,
Albo Anglowie, gdy przypuszczę śmiele,
Że ci naprzykład świata ster trzymają,
I tworzą sobie Rzymy jakie nowe
I smak i piękność wedle siebie głoszą,
Nie dramatyczną, lecz bóstwo jałowe,

  1. retor (łac.) — mówca, krasomówca.
  2. Przez łuk tryumfalny Tytusa, po zburzeniu Jerozolimy zbudowany, Żydzi patrjoci przechodzić nie lubili. (P. P.).
  3. abnegacja (łac.) — wyrzeczenie się (wygód lub przyjemności).