Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/079

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.


Chórem spojrzeń, a potem słodko tak mówiono,
Że ładne były myśli, świetne też obrazy:
Jedwabnemi słówkami haftowane mowy
Rozdarłem, jak pokutnik — a to im boleśnie,
Im przykro, oni myślą: «Przyszło mu do głowy
Żartować tak niewcześnie!
Lepiej, żeby nam kwiatów poszedł szukać w polu,
Albo żeby już milczał, kiedy taki nudny».
Nudny wprawdzie, cóż robić, kiedy nudny z bolu,
A kwiatów nie chce szukać. Kwiatów? Na cóż kwiatów
Wam, coście świat stworzyli wśród przestrzeni światów
I macie go na własność — nowy świat, obłudny?
...Już nie mogłem się wstrzymać, siałem więc w uczucia,
Zorane do żywego, całą garścią siałem
W prawo, w lewo, gdzie mogłem, ziarna od zepsucia,
Wszystkie, wszystkie, co miałem!
Aż po chwili spoglądam — w izbie tak, jak w dzwonie,
Kiedy mu serce wyrwą: drżąca lampa płonie,
Karty porozrzucane... papierowe twarze
Dam, waletów i serca czerwone — i liście
Winne, wszystko, jak larwy, gdy czarownik każe,
Szemrzą trącone wiatrem, tańczą oczywiście!
Tańcujcie! Z mowy, z pisma, z tych klejnotów ducha
Zróbcie sobie igraszkę — o, na to się zgadzam,
O, to dobrze! — Tańcujcie, póki zlepka krucha
Nie pryśnie — o, tańcujcie! Wszak wam nie przeszkadzam?


12. DUMANIE.
Człowiek na świecie mieszka jako wywołany,
A nie ma tu na ziemi żadnej pewnej ściany;
W niebie jego przybytek, szczęśliwy ten będzie,
Kto tam po tem pielgrzymstwie kiedyśkolwiek siędzie.
Kochanowski.

Bawicie się, śmiejecie; skoczne wasze tany,
I oczy pełne ognia, i serca bijące
W siatkę złośliwych wrażeń plątają szatany,
A srebrzyste atłasy i gazy chwiejące,
Zgiełkiem barw, tłumem kształtów, zdradzają pojęcia
O piękności — pojęcia zalotne, szalone,
Jak sny rozmarzonego gorączką dziecięcia,
Jako jesienne liście, wichrami pędzone...
Zaiste, miło patrzeć, kiedy człek w niewoli
Z powagą zapomina, że go serce boli,
Uśmiecha się i patrzy na śmiejących grono,
Ale im nie wydziera chwilek wesołości —
Łagodnie się uśmiecha, jakby go palono
Za prawdę, jakby, zbawion ludzkich ułomności,
Mnóstwo szyderstw i wściekłych utyskiwań mnóstwo
Odepchnął znakiem krzyża, jak pogańskie bóstwo,
I tylko siłę cnoty, tylko czystość cnoty
Na chwilowemi walki nieugiętej głowie
Piastuje świątobliwie, niby promyk złoty,
Blady, drżący, jak skwarem pożółkłe sitowie.

O, bo niedość wyklinać niewczesne pustoty,
Lecz z prawem oburzeniem, jak prorok z aniołem,
Pasować się, dwoiste wycierpieć zgryzoty,
Dwoiste siły czucia podruzgotać kołem —
Na dwa pale wbić serce... Tu słyszeć wesele,
I śpiewy, i pogodne, harmonijne dźwięki,
A tam ostatnią czkawką skrzypiące gardziele,
I łzy, i boleść widzieć; tu miluchne ręce,
Splątane w słodki węzeł, w liturgiczne szczęście,
A tam nie widzieć nawet ani jednej ręki,
Któraby niosła pomoc rozbolałej męce;
I tylko hieroglify niemych cierpień... pięście.

Lecz znowu trudno ludziom, tym chwilowym bańkom,
Odebrać wszystkie blaski, lub nałogiem siwych,
Spowić znowu i znowu nowym oddać niańkom,
Nowym pokarmem nowych wychować szczęśliwych...
Trudno — bo żywot ludzki, choć napozór ginie,
Jednakże treścią bytu najlichszego człeka
W żyły ogólnej myśli przelewa się, płynie,
Kroplę po kropli sączy, kropla w kroplę wcieka.
I każde głupstwo działa, każda mądrość działa,
Jakby na jednej strunie odegrane pieśni,