Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

oddalonej od pokoju wicehrabiego tylko cienkiem przepierzeniem, zbyt słabem, aby o nie oprzeć się miała zaostrzona ciekawość barona.
— Pański pokój oto tam — odrzekła oberżystka — pozwól pan, zaprowadzę.
I natychmiast, nie zważając na zły humor barona, zaprowadziła go na drugą stronę zewnętrznego korytarza, w którym było mnóstwo drzwi.
Pokój barona oddzielał się od pokoju wicehrabiego szerokością całego podwórza.
Wicehrabia śledził ich oczyma, stojąc na progu swego pokoju.
— Teraz już wiem wszystko — pomyślał Canolles. lecz postąpiłem jak głupiec i jeżeli pokażę nieukontentowanie, zginę bezpowrotnie. Postarajmy się być jak można najspokojniejszym.
Wyszedł na korytarz i zawołał:
— Dobranoc! kochany wicehrabio! śpij dobrze, gdyż rzeczywiście bardzo potrzebujesz spoczynku. Czy chcesz, żebym cię jutro obudził?
— Nie ma potrzeby.
— A więc ty, wicehrabio, obudź mnie, jeśli wcześniej wstaniesz ode mnie. Dobranoc!
— Dobranoc, baronie! — rzekł wicehrabia.
— Ale... ale... — mówił dalej Canolles — czy czego nie potrzebujesz, wicehrabio?... Może pozwolisz przysłać Castorina, pomoże ci się rozebrać?
— Dziękuję, mam Pompéego, zajmuje sąsiedni pokój.
— Doskonała ostrożność, zrobię to samo z Castorinem. Bardzo rozumny środek, nieprawdaż, Pompée? Im kto jest ostrożniejszy w oberży, tem lepiej dla niego... Ostatnie dobranoc!... wicehrabio.
Wicehrabia odpowiedział podobnem życzeniem i drzwi się zamknęły.
— Przewybornie, wicehrabio — mruknął Canolles — jutro będzie moja kolej przygotowania stancji, spodziewaj się odwzajemnienia. Dobrze — mówił dalej baron — on zsuwa firanki, zawiesza za niemi jakieś prześcieradło, że-