Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łożeniu, zadając mi podobne pytanie — odrzekł Cauvignac — myślę jednak, że mówić będą o swej miłości.
— O! tak nie będzie!... — zawołał Nanona, gryząc z wściekłością gładkie jak kość słoniowa paznokcie.
— A ja sądzę przeciwnie, że tak będzie — odpowiedział Cauvignac. — Ferguzon otrzymał rozkaz nie wypuszczania nikogo z pokoju, pozwoliłem mu tylko wpuszczać tam wszystkich. W tej chwili najpewniej wicehrabina i Canolles zamieniają ze sobą tysiączne pieszczoty A!... Nanono! zapóźno o zapobieżeniu złemu pomyślałaś.
— Tak sądzisz!... — rzekła młoda kobieta z wyrazem nieopisanej ironji i chytrości — tak sądzisz!... A więc siadaj obok mnie, biedny dyplomato.
Cauvignac był posłusznym.
Potem odwróciwszy się do Cauvignaca dodała:
— Sądzę, że to będzie dogodne miejsce do naszej rozmowy?
— O, bardzo; lecz pozwól, bym przedsięwziął niektóre środki ostrożności.
— I owszem.
Cauvignac dał znak czterem swym ludziom, grzejącym się na słońcu przed oberżą, a ci natychmiast za nim pośpieszyli.
— Doskonaleś uczynił, żeś wziął z sobą tych ludzi — powiedziała Nanona — i radżę ci wziąć ich raczej sześciu niż czterech; damy im robotę.
— Dobrze, dobrze; właśnie im też roboty brakuje.
— A więc w takim razie zupełnie będziesz zadowolonym — odpowiedziała Nanona.
Kareta skręciła i uniosła niecierpliwą Nanonę i Cauvignaca, spokojnego i zimnego z powierzchowności, lecz gotowego wysłuchać uważnie przedstawień swej siostry.
Tymczasem Canolles, usłyszawszy radosny wykrzyk wicehrabiny de Cambes, wpadł do oberży i pobiegł do jej pokoju, nie zważając wcale na Ferguzona, przechadzającego się po korytarzu, nie mając żadnego wyłącznego co do Canollesa rozkazu, spokojnie go przepuścił.
— A panie!... — zawołała pani de Cambes, spostrzegłszy wchodzącego Canollesa — przybywaj co prędzej, gdyż z wielką niecierpliwością oczekuję ciebie...
— Wyrazy pani — rzekł Canolles — uczyniłyby mnie najszczęśliwszym z ludzi, gdyby ta bladość i pomięszanie,