Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Sumę czterech tysięcy liwrów. Zakuto go w dyby, a tchórz za ósmym klinem wyznał, iż suma ta ma się znajdować u pana.
— W istocie, u mnie się znajduje; lecz otrzymałem ją może dopiero przed godziną.
— Tem gorzej, panie, tem gorzej.
— Dlaczegóż tem gorzej?
— Dlatego, że muszę zatrzymać pana.
— Mnie!
— Tak jest, akt oskarżenia wskazuje pana, jako wspólnika.
Prokurator zzieleniał zupełnie.
— Gdybyś pan był nie przyjmował tych pieniędzy — mówił dalej Cauvignac — byłoby jeszcze nieźle; lecz, jak sam przyznajesz, odebrałeś je; widzisz pan więc, że to najlepszy jest dowód.
— Lecz, panie, jeśli ci oddam natychmiast pieniądze, jeśli oświadczę, że nie mam żadnych stosunków z tym nędznikiem, Biscarros, jeśli wyprę się wszystkiego.
— Zawsze jednak pozostaniesz w silnem podejrzeniu... Jednakowoż wyznam, że bezzwłoczne wydanie pieniędzy, może...
— Oddam je zaraz — zawołał prokurator. — Pieniądze są tutaj w tym worku, w którym mi je przyniesiono. Tylkom co je przerachował.
— I nic nie brakuje?
— Przerachuj pan sam.
— Nie do mnie to należy, panie; nie mam bowiem prawa dotykać pieniędzy skonfiskowanych. Lecz mam z sobą liburnskiego poborcę podatków, którego mi dodano w pomoc dla podniesienia rozmaitych sum, które nieszczęśliwy Biscarros poumieszczał tu i owdzie, aby je w razie potrzeby mógł zebrać.
— W istocie, bardzo mnie on prosił, abym, skoro odbiorę te cztery tysiące liwrów, bez włócznie mu je przesłał.
— Widzisz pan, wie on już pewno, że księżna uciekła z Chantilly i jedzie do Bordeaux, użył on już wszystkich środków, by sobie zebrać partję. Nędznik!... A pan o niczem nie wiedziałeś?
— O niczem, panie, o niczem.
— Co pan mówisz?... — rzekł Cauvignac, wskazując