Strona:PL Dumas - Wojna kobieca.pdf/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rybak zdumiał się, usłyszawszy to dziwaczne żądanie; lecz ponieważ miał zarobić talara, a przytem o dwadzieścia kroków po za rycerzem ujrzał jego towarzyszy, żadnych więc nie czynił trudności; domyślał się bowiem, że w razie oporu, użytoby siły, a wtedy straciłby obiecaną nagrodę.
Dlatego też oznajmił natychmiast nieznajomemu, że jest gotów łódkę i wiosło poświęcić na jego usługi.
Wtedy mały oddział skierował się ku rzece; nieznajomy dojechał do samego brzegu, towarzysze zaś jego zatrzymali się na wzgórku, uszykowawszy się tak, że mogli patrzeć na wszystkie strony; zapewne obawiali się jakiego niespodziewanego napadu.
Nieznajomy, wysoki, blond - włosy młodzieniec, blady, silny chociaż chudy, z pojętną twarzą, pomimo, że ciemna obwódka okalała mu błękitne oczy, a wyraz gminnego cynizmu błądził na ustach jego, nieznajomy starannie obejrzał swoje pistolety, zawiesił muszkiet na temblaku, spróbował, czy długa jego szpada łatwo wysuwa się z pochwy, i skierował oczy na brzeg przeciwny, ogromną łąkę przerżniętą ścieżką, ciągnącą się od nadbrzeża rzeki do miasteczka Izon. Przy złotawych promieniach zachodzącego słońca, widać było czarną dzwonnicę i białawy dym, z domów jego wychodzący.
Na drugiej stronie, o ćwierć mili zaledwie wznosiła się niewielka warownia Vayres.
— No cóż... — spytał zniecierpliwiony nieznajomy swoich towarzyszy, stojących na czatach. Czy jedzie?... Czy widzicie go gdzie, na prawo lub na lewo, na przedzie lub w tyle.
— Zdaje mi się — rzekł jeden z nich — że widzę jakiś oddział na drodze Izońskiej; lecz nie jestem tego pewny, słońce przeszkadza mi patrzeć. Zaczekajcie... tak, to oni... Jeden, dwóch, trzech, czterech, pięciu ludzi. Na przedzie rycerz w lamowanym kapeluszu i płaszczu niebieskim. Oto właśnie posłaniec, którego czekamy, widać, że dla większego bezpieczeństwa, wziął konwój.
Dlatego też oznajmił natychmiast nieznajomemu, że jest gotów łódkę i wiosło poświęcić na jego usługi.
— Ma zupełne do tego prawo — ozięble odrzekł nieznajomy — Ferguzon, weź mego konia.
Ten któremu rozkaz został wydany na pół przyjaznym,