Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zostanie niechybnie przyjęty: nikt nie pozwoli przebyć sześć do siedmiu kilometrów sąsiadowi, który jest taki uprzejmy, że przyprowadza osobiście psy uważane za zaginione, nie zapraszając go, by przez, chwilę odpoczął a nawet, jeśli pora jest spóźniona, by spędził noc w zamku.
Michał wyjął zegarek — wskazywał godzinę szóstą z minutami. Zdaje nam się, iż wspomnieliśmy, że pani baronowa Michel zachowała a raczej przybrała zwyczaj spożywania obiadu o godzinie czwartej. U ojca pani baronowej Michel jadano obiad o dwunastej w południe; młody baron miał zatem dosyć czasu, by iść do zamku, gdyby się pójść zdecydował.
Ale pan Michel, jak uprzedzaliśmy czytelników, decydował się niełatwo, stanowczość nie była jego najwybitniejszą zaletą. Stracił kwadrans na wahani się. Na szczęście, w pierwszych dniach maja słońce zachodzi dopiero o ósmej; miał zatem jeszcze półtorej godziny czasu. Zresztą do godziny dziewiątej można składać wizyty bez niedyskrecyi.
Ale czy panny, spędziwszy dzień na polowaniu, nie będą zmęczone i nie udadzą się wcześniej na spoczynek? A przecież młody baron nie margrabiego Souday’a zobaczyć pragnął.
Zdecydował się tedy ruszyć w drogę bez chwili zwłoki i wtedy dopiero spostrzegł, że nie ma kapelusza. Ale, chcąc mieć kapelusz, musiałby powrócić do domu, narazić się na spotkanie z matką, na pytania: dokąd idzie? czyje psy?
Kapelusz był zbyteczny, a raczej brak kapelusza przypisany zostanie pośpiechowi: porwał go wiatr, gałąź strąciła go do rowu, a psy nie pozwoliły pobiegnąć za nim.
Daleko gorsze byłoby spotkanie się z baronową, niż