Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/739

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W tych to ruinach wyznaczył Courtin schadzkę panu Hyacinthe’owi między godziną siódmą a ósmą wieczorem, wiedząc dobrze, iż o tej porze będą zupełnie puste. Wójt z Logerie opuścił Nantes około godziny piątej, ale szedł z takim pośpiechem, że brakło jeszcze dobrej godziny do zmierzchu, gdy mijał most, prowadzący do Saint-Philbert.
W tej wiosce wójt Courtin był wielce poważaną osobistością. Zatrzymywał się tam zwykle w zajeździć pod „Wielkim świętym Jakóbem“ a i dzisiaj udał się do tegoż zajazdu, gdzie miał z mieszkańcami Saint-Philbert, którzy od podwójnej porażki w Chêne i Pénissiére zbliżyli się do niego, rozmowę, posiadającą, wobec sytuacyi, w jakiej się znajdował, niemałe znaczenie.
— Słuchajcie-no, kumie Courtin — zapytał jeden z wieśniaków — czy to prawda, co mówią?
— A cóż to mówią, Macieju? — odparł Courtin. Opowiedz, niech-że się dowiem.
— A no, mówią, żeście odwrócili kaftan i że go nosicie podszewką do góry; z czego wynikło, że z błękitnego stał się biały.
— A to ci głupie gadanie!
— Ale bo też, gospodarzu, sami dajecie pozory i faktem jest, że od czasu, jak wasz pan przeszedł do białych, nie gawędzicie już, jak dawniej.
— Bo i na co przyda się gawęda? Z gadania nic nikomu nie przyjdzie. Ale ja nie próżnuję... usłyszysz o mnie niebawem, mój chłopcze.
— Tem lepiej! tem lepiej! bo widzicie, gospodarzu, ten cały zamęt, to zagłada dla handlu i, jeśli patryoci nie wezmą się za ręce, to, zamiast zginąć od strzelaniny, jak nasi ojcowie, zginiemy z nędzy i z głodu; jeśli zaś przeciwnie, zdołamy się pozbyć bandy hultajów, którzy