Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/716

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zaświtał dzień. Berta, która dotąd siedziała na przedzie statku, pogrążona w głębokiej zadumie, wpatrzona w brózdę roziskrzoną, jaką statek rozpruwał falę, weszła na pęk lin i zaczęła rozglądać się po widnokręgu. Poprzez mgłę poranną, gęściejszą u ujścia rzeki, niż na pełnem morzu, młoda dziewczyna dostrzegła wysokie maszty kilku okrętów; ale żaden z nich nie miał chorągiewki błękitnej, po której miano poznać statek „Jeune-Charles“. Berta powiedziała to rybakowi, który ją uspokoił, zapewniając, że, skoro statek wypłynął z Nantes w nocy, więc niepodobieństwem było, by już wjeżdżał na pełne morze.
Minął poranek; mogła już być godzina dziesiąta, a statek się nie ukazywał. Berta zaczynała się niepokoić na dobre i kilkakrotnie podzieliła się obawami swojemi z ojcem, tak, że margrabia, naglony przez nią, przystał na to, by zbliżyli się do ujścia rzeki. Naraz Berta krzyknęła. Spostrzegła o kilka węzłów od ich statku duży dwumasztowiec, płynący z rozpiętymi żaglami, na który dotąd nie zwracała uwagi, gdyż nie widniał na nim znak umówiony.
— Uważajcie, uważajcie! — zawołała — statek płynie na nas.
Rybak, zajęty pokazywaniem margrabiemu, jak należy manewrować sterem, gdy się chce zawrócić, w mgnieniu oka zdał sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie im groziło, wyrwał ster z rąk margrabiego i skręcił gwałtownie, by się usunąć z kierunku, w jakim płynął statek. Ale, jakkolwiek szybki był ten manewr, niemniej nos statku rybackiego otarł się z trzaskiem o bok dwumasztowca, statek przechylił się groźnie i omal nie utracił równowagi.
— Niech go dyabli porwą! — zawołał stary rybak. —