Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/625

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Berta zaczęła okrążać dom, wyrywając, usuwając z istną furyą belki, kamienie, dachówki, które pospadały na zewnątrz muru i zasłoniły cały dół. Nagle wydała okrzyk. Trigaud i Aubin podążyli ku niej, jeden na swoich wielkich nogach, drugi, dopomagając sobie kikutami i rękoma.
— Posłuchajcie! — zawołała młoda dziewczyna z tryumfem.
Istotnie, z miejsca, w którem się zatrzymała, słychać było wyraźnie dobiegający z głębi spustoszonego domu odgłos głuchy, ale nieustający, podobny do odgłosu narzędzia, którem uderzanoby miarowymi ciosami w fundamenty zamku.
— To tam — rzekła Berta, wskazując stos gruzów pod murem — tam trzeba szukać.
Trigaud zabrał się do dzieła i, dokazując cudów siły w uprzątaniu gruzów, odsłonił dosyć szybko otwór, przez który dobiegał do nich odgłos pracy nieszczęśliwych. Berta chciała wejść przez ten otwór, skoro tylko został należycie oczyszczony, ale Trigaud powstrzymał ją. Wziął krokiew, zapalił ją przy ognisku pożaru, poczem, opasawszy Aubin’a rzemieniem, którym zazwyczaj przytwierdzał go sobie do ramion, spuścił go przez otwór.
Trigaud i Berta stali, powstrzymując oddech. Słyszeli, jak Aubin mówił z robotnikami. Niebawem dał znak Trigaud’owi, żeby go podciągnął.
— Żyją! żyją, nieprawda? — spytała Berta z trwogą, skoro tylko ujrzała Aubin’a.
— Tak — odparł — ale, błagam, niech pani nie usiłuje dostać się do podziemia! oni nie są w piwnicy, na którą wychodzi to okienko, lecz w niszy przyległej;