Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/580

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

broń błyszczała śród ciemności; drżenie niecierpliwości przebiegało śród szeregów. Niebawem Petit-Pierre, w otoczeniu głównych przywódców, wyszedł z domu i zbliżył się do Wandejczyków. Skoro tylko poznano go, ze wszystkich ust wyrwał się potężny okrzyk zapału; wszyscy dobyli szable i salutowali przed tą, dla której gotowi byli iść na śmierć.
— Przyjaciele — odezwał się Petit-Pierre przyrzekłem, że przybędę na pierwsze zgromadzenie się moich wiernych; oto jestem i już was nie opuszczę. Odtąd dzielić z wami będę dolę, i niedolę. Jeśli nie zdołam, jak uczyniłby mój syn, doprowadzić was do zwycięstwa pod moim sztandarem, to przynajmniej mogę, jak on uczyniłby również, umrzeć z wami! Idźcie zatem, synowie olbrzymów! idźcie, gdzie wzywa was honor i obowiązek!
Frenetyczne okrzyki: „Niech żyje Henryk V! Niech żyje Marya, Karolina!“ powitały tę przemowę. Petit-Pierre powiedział jeszcze kilka słów do tych wodzów, których znał; poczem mały oddział, na którym spoczywały losy najstarszej monarchii w Europie, oddalił się w stronę Vieille-Vigne.
Przez ten czas Berta krzątała się troskliwie dokoła Maryi. Przeniosła ją na łóżko i zwilżała twarz świeżą wodą. Po długiej chwili Marya otworzyła oczy, spojrzała dokoła nieprzytomnie, a usta jej wyszeptały imię Michała. Serce jej oprzytomniało wcześniej niż rozum.
Berta drgnęła mimowoli. Zamierzała przeprosić Maryę za uniesienie, — ale na dźwięk imienia Michała, wymówionego przez siostrę, słowa zamarły na jej ustach. Po raz drugi hydra zazdrości szarpnęła jej sercem.