Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pańska ją rozbroi. Ostatecznie zabicie zająca nie jest takiem wielkiem przestępstwem.
— Zapewne, ale nie odważę się nigdy!
— Och! a więc ta matka pana jest taka straszna? — spytała Berta.
— Nie; jest niesłychanie dobra, tkliwa; spełnia wszystkie moje życzenia, uprzedza wszystkie moje kaprysy; ale nie pozwala mi wziąć do ręki strzelby, pod tym względem jest nieubłagana i łatwo to zrozumieć — rzekł młodzieniec z westchnieniem — mój ojciec został zabity na polowaniu.
Dziewczęta drgnęły.
— W, takim razie — odezwała się Berta, poważniejąc tak, jak ten, do którego się zwracała — nasze żarty były tembardziej nie na miejscu, a nasz żal jest z tego powodu tem żywszy. Mam tedy nadzieję, że pan o żartach naszych zapomni i zapamięta tylko nasz żal.
— Zapamiętam tylko troskliwość, jaką mnie panie, tak łaskawie otoczyły, i mam, nadzieję, że panie zechcą zapomnieć o moich niedorzecznych obawach i o mojej głupiej wrażliwości.
— Przeciwnie, będziemy o tem pamiętały — rzekła Marya — żeby nigdy nie wyrządzić nikomu takiej krzywdy, jaką wyrządziłyśmy panu, a która pociągnęła za sobą takie smutne skutki.
Gdy Marya tak odpowiadała, Berta wsiadała na konia.
Młodzieniec wyciągnął po raz drugi, nieśmiało, dłoń do Maryi. Marya dotknęła jej czubkami palców i z kolei wskoczyła zwinnie na siodło.
Poczem, wezwawszy psy, które na dźwięk ich głosu zbiegły się dokoła nich, siostry dały ostrogę koniom i oddaliły się pośpiesznie.
Ranny w milczeniu i bez ruchu, stał przez czas pe-