Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/562

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Powtórzę ci to, mój przyjacielu — odparła Marya ze smutkiem — ilekroć zażądasz, jeśli przekonanie, że moja tkliwość współczuje twoim cierpieniom i śledzi bacznie twoje wysiłki, może ci dodać odwagi i energii.
— Jakto! — rzekł Michał, załamując ręce — więc ciągle jeszcze myślisz o tej okrutnej rozłące? chcesz, żebym, mając świadomość swojej miłości dla ciebie, i pewność twojej miłości dla mnie, związał się z inną? Berta, prędzej, czy później, spostrzeże, że jej nie kocham, a wtedy...
— Słuchaj, Michale; godziny biegną, noc mija, niebawem dzień zaświta, trzeba się będzie rozstać; postanowienie moje jest nieodwołalne: to był cudny sen, o którym musimy zapomnieć. Powiedziałam ci, czem możesz zasłużyć nie na moją miłość, bo tę posiadasz, ale na wieczną wdzięczność biednej Maryi. Jeśli odmówisz błagalnej prośbie mojej, musisz się wyrzec widywania mnie; bo, powtarzam ci, przysięgłam ci wobec Boga, że nigdy twoją nie będę!
— Maryo, Maryo, nie składaj tej przysięgi! pozostaw mi przynajmniej nadzieję. Przeszkody, które nas rozłączają, mogą być usunięte.
— Pozostawić ci nadzieję, Michale, byłoby błędem nie do darowania... Nie — rzekła Marya, przesuwając ręką po czole — nie łudźmy się temi marzeniami, są zbyt niebezpieczne. Skoro pozostajesz nieczuły na moje prośby, pozostaje mi tylko pożegnać cię na wieki.
— Miałżebym cię już nie widywać, Maryo!... Och! raczej śmierć. Będę ci posłuszny... — umilkł, nie mając siły mówić więcej.
— Dzięki ci, przyjacielu! dzięki! Żądałam od ciebie tej ofiary i przyjmuję ją w przekonaniu, że nie bę-