Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/559

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Och! Maryo, Maryo! jakaś ty okrutna! — zawołał młodzieniec, chwytając się za włosy — czego o żądasz ode mnie... to będzie moja śmierć!
— Michale, przyjacielu, uczynisz to, o co proszę. — szepnęła Marya głosem łzami zdławionym.
— A więc — chciał powiedzieć „tak“, ale się powstrzymał. — Ach! gdybyś ty przynajmniej cierpiała tak, jak ja cierpię! — zawołał.
Na ten okrzyk najwyższego egoizmu, ale też najwyższej miłości, Marya, oddychając ciężko, nawpół przytomna, pochwyciła Michała oburącz konwulsyjnym uciskiem i głosem urywanym mówiła:
— Powiadasz, że świadomość, iż mam serce rozdarte, jak twoje, byłaby dla ciebie pociechą?
— Tak, tak, och! tak!
— Sądzisz, że piekło stałoby się dla ciebie rajem, gdybyś mnie tam ujrzał przy swoim boku?
— Przyjmuję bez wahania męki wieczne wraz z tobą.
— A więc bądź zadowolony, okrutny dzieciaku! odczuwam wszystkie twoje cierpienia, wszystkie twoje trwogi! jak ty, umieram z rozpaczy na mysl o ofierze, jaką nam nakazuje obowiązek!
— Kochasz mnie zatem, Maryo?
— Och! niewdzięczniku! widzisz moje prośby, moje łzy, męki moje, a miłości mojej nie widzisz!
— Maryo, Maryo! — zawołał Michał, chwiejąc się, bez tchu, nawpół oszalały — zadałaś mi cios śmiertelny cierpieniem, a teraz chcesz, żebym skonał z radości.
— Tak, tak, kocham cię! — powtórzyła Marya — kocham cię! muszę ci powiedzieć te dwa wyrazy, które mnie dławią od tak dawna; kocham cię tak, jak