Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/417

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A więc twoje łzy, ciężko to powiedzieć, ale, myślę, że to poprostu ten nieznośny, mały pian Michel je wywołuje.
Twarz Maryi stała się biała, jak firanki, które ją okalały; cała krew spłynęła jej do serca.
— Co chcesz przez to powiedzieć, Janie? — wyjąkała.
— Chcę powiedzieć, że tak dobrze jak ja i ty, panienko moja, widzisz, co się dzieje, i że, podobnie jak ja, nie jesteś z tego zadowolona; tylko, ponieważ ja jestem mężczyzna, więc się wściekam, a ponieważ ty jesteś młodą dziewczyną, więc płaczesz.
Marya nie mogła powstrzymać łkania, czując, jak palec Jana Oullier’a jątrzy jej ranę.
— Doprawdy, nie rozumiem ciebie, Janie, zapewniam cię.
— O! przeciwnie, rozumiesz mnie bardzo dobrze, Marynko. Tak, widziałaś, jak ja widziałem, co się dzieje... A któżby tego nie widział, mój Boże? Trzebaby chybia być ślepym, bo ona się z tem nie kryje.
— Ale o kimże ty mówisz, Janie? Czy nie widzisz, że umieram z trwogi?
— A o kimże mam mówić, jeśli nie o pannie Bercie?
— O mojej siostrze?
— Tak, o siostrze panienki, która paraduje z tym żółtodziobem; która go pociągnie za sobą do naszego obozu; która tymczasem, jakby go przyszyła do swojej spódnicy, z obawy, żeby się od niej oddalił, i pokazuje go wszystkim, niby zdobycz, nie troszcząc się o komentarze domowników i przyjaciół pana margrabiego, nie licząc już tego złośliwego notaryusza, pana Loriot’a, który siedzi tutaj, przygląda się temu wszyst-