Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/415

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

powściągliwa w postępowaniu z Michałem, od sceny w wieży unikała tak starannie wszelkiej z nim rozmowy, że wodzona nieśmiałość młodzieńca wzmogła się jeszcze i że nie odważył się na nic więcej, tylko na to spojrzenie błagalne, którego cel wyjaśniliśmy właśnie.
Berta tedy, nie Michał, nalegała na Maryę, żeby się przebrała. Marya nie odpowiedziała; jej smutek, jej oblicze melancholijne odcinały się od powszechnej wesołości. Niemniej stała się Bercie posłuszna i poszła do swego pokoju. Z bladym uśmiechem spojrzała na rozłożone na krześle ubranie, ale nie wyciągnęła po nie ręki: Usiadła na swojem łóżeczku z drzewa klonowego, a wielkie łzy zalśniły na jej rzęsach i stoczyły się po policzkach.
Marya, pobożna i naiwna, szczera była w porywie, który ją doprowadził do spełnienia ofiary przez miłość dla siostry; ale przeceniła swoje siły. Od pierwszej chwili zmagania się z sobą czuła, że maleje jej ufność w pomyślny wynik wysiłków. Od rana powtarzała, sobie nieustannie: „Nie powinnaś, nie możesz go kochać“ i od rana echo w jej sercu mówiło: „kochasz go!“ Z każdą chwila spostrzegała dowodniej, że w walce, jaką staczać będzie musiała z sobą, pozostanie opuszczona, odosobniona, mając za całe oparcie tylko własną wolę, i płakała zarówno z bólu, jak z obawy, zarówno z żalu, jak z trwogi. Miarą cierpienia obecnego mierzyła cierpienie, które ją czekało.
Minęło mniej więcej pół godziny, jak siedziała tak smutna, zamyślona, skupiona w sobie, gdy w progu drzwi, które zostawiła uchylone, usłyszała głos Jana Oullier’a, który zapytał:
— Co ci się to stało, droga panno Maryo?