Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/393

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ja? — zapytała.
— Tak; krew ciecze z, waszego czoła.
— Mniejsza, o moją krew — odparła wdowa — skoro przestała już krążyć w ciele tego, za którego nie umiałam umrzeć, jak przysięgłam.
W tej chwili na drabinie ukazał się żołnierz.
— Kapitanie — rzekł — tamten uciekł ze strychu; strzelano do niego, ale chybiono.
— Tamtego właśnie mieć musimy! — zawołał kapitan, biorąc naturalnie tego, który uciekł, za Petit Pierre’a. — O ile nie znajdzie innego przewodnika, schwytamy go łatwo. Dalej, w drogę! w pogoń za nim!
Poczem, zastanowiwszy się, dodał:
— Ale przedtem, odsuńcie się, moja kobieto. A wy zrewidujcie umarłego.
Rozkaz został wykonany; ale nie znaleziono nic w kieszeniach Bonneville’a, dla tej prostej przyczyny, że miał na sobie ubranie Paskala Picaufta, które mu dała wdowa, by wysuszyć jego własne.
— A teraz — odezwała się Maryanna, gdy rozkaz kapitana został wykonany — czy on do mnie należy?
I wyciągnęła rękę ku zwłokom młodzieńca.
— Tak; rozporządźcie nim, jak zechcecie; ale jednocześnie dziękujcie Bogu, że dozwolił wam oddać nam wczoraj wieczór usługę; gdyby nie to bowiem, posłałbym was do Nantes, gdzie powiedzianoby wam już, jak się płaci za dawanie przytułku buntownikom.
To rzekłszy, kapitan wyruszył na czele żołnierzy w stronę, w którą udał się zbieg, a którą wskazała warta.
Skoro tylko oddalili się, wdowa pobiegła do łóżka i, unosząc materac, wydobyła księżnę zemdloną.