Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/368

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ce i modliła się przy zmarłym. Usłyszawszy, że drzwi obróciły się na zawiasach, wstała.
— Wdowo po Paskalu — rzekł Jan Oullier, nie puszczając ani swego ciężaru, ani dłoni Petit-Pierre’a — ocaliłem wam życie ubiegłej nocy na Koziej Dróżce.
Maryanna spoglądała na niego ze zdumieniem i jak gdyby zbierając wspomnienia.
— Nie wierzycie mi?
— Owszem, Janie, wierzę wam; wiem, że jesteście człowiekiem, który nie powie kłamstwa, choćby mu miało ocalić życie. Zresztą, słyszałam strzał i nie mam wątpliwości co do ręki, która go dała.
— Wdowo po Paskalu, czy chcecie pomścić męża, i zapewnić sobie majątek za jednym zamachem? Daę wam na to sposób.
— Jakto?
— Oto księżna de Berry i hrabia Bonneville, którzy umarliby może oboje ze znużenia i z głodu, gdybym nie przyszedł tutaj żądać dla nich od was schronienia. Tych głów, które tu widzicie, poszukują na wagę złota, możecie je wydać, jeśli taka wasza wola, a, jak wam powiedziałem, mąż wasz będzie pomszczony i majątek wasz pewny.
— Janie Oullier — odparła wdowa głosem poważnym — Bóg nakazał miłosierdzie wszystkim, zarówno możnym jak i maluczkim. Dwoje nieszczęśliwych puka do drzwi moich, ja ich nie odtrącę; dwoje powstanców przychodzi prosić mnie o schronienie, dom runie, zanim ich wydam.
Poczem, zapraszając ruchem prostym, któremu wszakże czyn nadawał najwyższą dostojność, rzekła: