Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/322

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Otóż oskarżam siebie, że byłem wczoraj wieczorem potrosze Arabem; przyznaję się do winy i żałuję tego tembardziej, że dzisiaj rano ogarnia mnie szczery smutek, na myśl, że pan opuści mnie tak prędko.
— Dlatego, że nie poznałem najbardziej tajemniczego zakątka pańskiej oazy, co?
— Nie, dlatego, że szczerość pańska, pańska lojalność i ta wspólność niebezpieczeństw, na jakie byliśmy narażeni w obozach przeciwnych, wzbudziły we mnie dla pana odrazu przyjaźń głęboką i szczerą.
— Słowo szlachcica?
— Słowo szlachcica i żołnierza.
— A więc i ja ofiaruję panu te same uczucia, kochany wrogu — odparł generał. — Spodziewałem się zastać starego emigranta upudrowanego, suchego, ponurego i naszpikowanego przesądami przedpotopowymi.
— I przekonał się pan, że można być upudrowanym i nie mieć przesądów.
— Przekonałem się, że pan ma serce szczere, lojalne, usposobienie miłe... powiedzmy, nawet jowialne, i obejście wytworne, które zazwyczaj wyłącza to wszystko; stąd wynika, że oczarował pan mruka, i że polubił pana całą duszą.
— Raduję się szczerze tem, co mi pan mówi. A teraz, bez żadnych podejrzeń, zostań pan u mnie dzisiaj.
— Niepodobna.
— Wobec tego wyrazu muszę ustąpić; ale przynajmniej, niech mi pan da słowo, że pan przyjedzie do mnie po zawarciu pokoju, jeśli obaj będziemy jeszcze na tym świecie.
— Jakto! po zawarciu pokoju? A więc prowadzimy wojnę? — zapytał generał ze śmiechem.
— Jesteśmy między pokojem a wojną.