Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/314

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Co on ci mówił tak na klęczkach? — spytała głosem zdławionym.
Za całą odpowiedź Marya rzuciła się siostrze na szyję i, pomimo wysiłków tej ostatniej, zmierzających do odepchnięcia jej, objęła Bertę ramionami, całując ją i zwilżając jej twarz łzami, które napływały do jej oczu.
— Dlaczego gniewasz się na mnie, siostro droga? — spytała.
— Jeśli się pytam, co do ciebie mówił ten młodzieniec, którego zastałam niespodzianie u stóp twoich, to nie znaczy, że się na ciebie gniewam.
— Berto, czy takim tonem mówisz do mnie zazwyczaj?
— Nie chodzi o ton, jakim do ciebie przemawiam. Chcę, wymagam, żebyś mi odpowiedziała.
— Berto! Berto!
— Odpowiadaj nareszcie! Co on ci mówił? Pytam, co on ci mówił! — zawołała gwałtowna dziewczyna, ściskając tak silnie rękę siostry, że Marya bzyknęła i zachwiała się, jakby omdlewając.
Ten krzyk przywrócił Bercie zimną krew. Jej natura porywcza, ale niesłychanie dobra, wzruszyła się tym wyrazem bólu i rozpaczy siostry; nie pozwoliła jej upaść, pochwyciła ją w objęcia, podniosła, jak dziecko, i ułożyła na warsztacie, okrywając twarz jej pocałunkami; z oczu jej trysnęło kilka łez, niby iskry z ogniska, i spadły na lica Maryi.
Berta płakała, jak Marya-Teresa: łzy z jej oczu nie płynęły, lecz tryskały, jak błyskawice.
— Biedactwo! moje biedactwo! — mówiła Berta do siostry, jak do dziecka, które zraniono przez nieuwagę — przebacz mi! wyrządziłam ci krzywdę... sprawiłam ci przykrość! przebacz!