Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/309

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szyka, raczej zakłopotana, niż kierowana miłością bliźniego, łakoci na zakończenie wieczerzy, jaką Rozyna zaimprowizowała dla biednego więźnia.
Ale wobec tego, co zaszło, Michał nie był już głodny.
Oparł głowę na dłoni a rękę na kolanie i z miłością przyglądał się słodkiej twarzyczce, drobnym, pełnym uroku, rysom, wdychał z rozkoszą woń, unoszącą się z długich złotawych loków, poruszanych z lekka powiewem wiatru, idącym od okna, i dotykających jej ust. A na ten widok, pod wrażeniem tej woni, krew zaczęła krążyć szybciej w żyłach młodzieńca; słyszał tętno swoich skroni; dreszcz przebiegał wszystkie jego członki, w sercu powstawały pragnienia nieznane — uczył się chcieć.
A to, czego chciał, odczuwał w głębi serca: chciał znaleźć jakikolwiek sposób powiedzenia Maryi, że ją kocha. I szukał tego sposobu, ale szukał napróżno i uznał, że najprościej będzie, gdy pochwyci jej dłoń i do ust ją poniesie. Tak też uczynił nagle, nie mając nawet świadomości swego postępku.
— Panie Michale! panie Michale! — rzekła Marya, więcej zdziwiona, niż rozgniewana — co pan też robi?
I młoda dziewczyna, podniosła się żywo.
Michał zrozumiał, że posunął się za daleko, i że teraz należało powiedzieć wszystko. I teraz on przybrał poprzednią postawę Maryi, to jest, padł na kolana i w tym ruchu zdołał znów pochwycić dłoń, która mu się wymknęła. Co prawda dłoń nie usiłowała teraz się cofać.
— Czyżbym panią obraził? — zawołał młodzieniec. — Gdyby tak było, byłbym bardzo nieszczęśliwy i prosiłbym panią bardzo pokornie na klęczkach o przebaczenie.
— Panie Michale! — zawołała, nie wiedząc, co mówi.
Ale baron, w obawie, żeby ta mała rączka mu się