Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z tych panów będzie miał do mnie urazę za sposób, w jaki do nich przemawiałem dzisiaj rano i nie zechce przyjechać do mnie.
— Rozkaz zniewoli tych, którzy opieraliby się zaproszeniu...
— Rozkaz od kogo? — zapytał margrabia zdumiony.
— Ależ od księżny de Berry; hrabia Bonneville ma jej zupełne pełnomocnictwo. Może jednak spytał Petit-Pierre z pewnem wahaniem — pan się obawia, żeby zebranie takie w zamku Souday nie miało skutków złowrogich dla pana i pańskiej rodziny? W takim razie, margrabio, powiedz jedno słowo; hrabia Bonneville jeszcze nie odjechał.
— Do kroćset! — zawołał margrabia — niech pędzi galopem, choćby miał zajeździć na śmierć mego najlepszego konia!
Margrabia nie dokończył jeszcze tych słów, gdy hrabia, Bonneville, jak gdyby je słyszał i jak gdyby skorzystał z otrzymanego pozwolenia, przejechał przed oknami salonu i puścił się pędem przez bramę wjazdową na drogę wiodącą do Saint-Philbert.
Margrabia podszedł do okna, chcąc go dłużej ścigać wzrokiem, i odwrócił się dopiero, gdy: stracił go z oczu.
Tymczasem Petit-Pierre znikł, a gdy margrabia zapytał córek, co się z nim stało, odparły, że młodzieniec udał się do swego pokoju, oznajmiwszy, iż musi pisać listy.
— Zabawny chłopiec — szepnął margrabia Souday.