Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

schronił się Jan Oullier, i przedziurawiając kulami skórę kozią, do której Wałkoń płynął ostatnimi wysiłkami rozpaczy. Przez kilka minut ogień był tak żywo podtrzymywany, że pochodnie stały się zbyteczne: błyskawice, wybiegające ze strzelb, oświetlały dziki wąwóz, na którego dnie płynie Boulogne, a skały, odbijając odgłos strzałów, potęgowały ich huk.
Generał pierwszy spostrzegł pomyłkę swoich żołnierzy.
— Każ pan zaprzestać — rzekł do kapitana, który szedł obok niego ci durnie puścili zdobycz dla cienia!
W tej chwili zaświeciła błyskawica na grzbiecie skały, przytykającej do rzeki; świst ostry rozległ się nad głową dwóch oficerów i kula utkwiła o dwa kroki przed nimi w pniu drzewa.
— Aha! — rzekł generał z najzimniejszą krwią — ten dureń żądał tylko tuzin Zdrowaś Marya zdaje mi się, że jego przyjaciele załatwią sprawę na większą skalę.
Istotnie, rozległy się ponownie trzy czy cztery strzały i kule padły na brzeg. Jeden z żołnierzy wydał okrzyk. Wówczas, głosem, który zapanował nad wrzawą, generał zawołał:
— Zatrąbić, niech wszyscy wrócą do szeregu, zgasić pochodnie!
Poczem rzekł po cichu do kapitana:
— Każ pań powrócić przez bród tym czterdziestu z tamtego brzegu; wkrótce będziemy może potrzebowali wszystkich naszych ludzi.
Żołnierze, zaalarmowani tym napadem nocnym, w jednej chwili zebrali się dokoła swego zwierzchnika. Pięć, czy sześć błyskawic, idących z punktów oddalonych od siebie, zaświeciło jeszcze na grzbiecie skał, rozdzierając