Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wać ze skrępowanemi rękoma. Wierzył on tak dalece w wpływ swojej wymowy na syna swego starego przyjaciela, że, za nadejściem nocy, o ile nie poświęcał czasu na przekonywanie Tomasza Tinguy’ego, zużytkował go na przegryzanie sznura, który mu krępował ręce. Jan Oullier miał dobre zęby; to też, gdy przybył nad Boulogne, sznur trzymał się tylko na jednej nitce, tak, że, gdy Oullier znalazł się w wodzie, wystarczył najmniejszy wysiłek, by się więzów pozbyć zupełnie.
Po kilku sekundach Jan Oullier odczuł potrzebę zaczerpnięcia oddechu; musiał tedy ukazać się na powierzchni wody. Ale w tejże chwili dziesięć strzałów huknęło na każdym brzegu i tyleż kul spieniło wodę dokoła pływaka. Cudem żadna w niego nie ugodziła; ale uczuł na twarzy swojej wartkie tchnienie pocisków.
Nierozważnie byłoby wystawiać powtórnie na próbę przypadek; tym razem bowiem nie byłoby to już wystawianie na próbę przypadku, lecz Pana Boga.
Jan Oullier zanurzył się tedy, a znalazłszy grunt pod nogami, zamiast w dalszym ciągu płynąć w dół Boulogne, zawrócił i skierował się w górę rzeki, powstrzymując oddech, tak, że omal mu piersi nie rozsadzał i ukazując się tylko poza obrębem smug świetlanych, jakiemi blask pochodni zaznaczał się po obu brzegach rzeki.
Wybieg istotnie zmylił wrogów Jana Oullier’a. Nie przypuszczając, żeby dobrowolnie nową trudnością potęgował niebezpieczeństwo ucieczki, żołnierze szukali go w dalszym ciągu w dole rzeki, trzymając strzelby, jak myśliwi, którzy czatują na zwierzynę, gotowi dać ognia, skoro tylko się ukaże. Ponieważ zaś zwierzyną był człowiek, przeto oczekiwanie było tembardziej gorączkowe.
Tłumiąc, o ile mógł, szmer swego oddechu, Jan Oul-