Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tak, że Jan Oullier, gdyby nawet zdołał pozbyć się więzów, któro krępowały mu ręce, nie mógłby ujść żołnierzowi. Dwaj inni strzelcy szli po prawej i po lewej stronie tego pierwszego i mieli specyalne polecenie czuwania nad więźniem.
Było trochę po szóstej wieczorem, gdy wyruszyli z Montaigu; mieli przed sobą pięć mil drogi, a, przypuszczając, że na te pięć mil potrzebowali pięć godzin czasu, powinni byli około jedenastej znaleźć s:ę w zamku Souday. Ta godzina wydawała się generałowi bardzo pomyślna dla wykonania zamierzonego zamachu. Jeśli raport Courtin’a był ścisły, jeśli przypuszczenia go nie omyliły, przywódcy ruchu wandejskiego powinni byli być zebrani, w Souday na naradzie z księżną i prawdopodobnie będzie można zastać ich jeszcze w zamku. W takim razie nic nie przeszkodzi schwytaniu wszystkich razem od jednego zamachu.
Po półgodzinnym pochodzie, to jest o pół mili od Montaigu, mała kolumna przechodziła przez rozdroże Saint-Corentin, gdzie stara kobieta w łachmanach modliła się, klęcząc pod krzyżem. Na hałas, wywołany nadchodzeniem wojska, żebraezka odwróciła głowę i, niby pod wpływem ciekawości, podniosła się i stanęła na brzegu drogi, by się żołnierzom przypatrzyć; poczem, jak gdyby widok haftowanego munduru generała podsunął jej tę myśl, zaczęła mruczeć pod nosem jedną z tych modlitw, przy pomocy których żebracy proszą o jałmużnę.
Oficerowie i żołnierze, pogrążeni w myślach i coraz chmurniejsi w miarę jak mrok zapadał, przeszli, nie zwracając uwagi na staruszkę.
— Czy wasz generał nie widział tej poszukiwaczki chleba? — spytał Jan Oullier strzelca, którego miał po prawej; stronie.