Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— O! tak — rzekł Michał przestraszony — a nadto...
— Tak, a nadto... — rzekł pan de Bonneville.
— Może ty przybywasz w sprawie powstania, o którem mówią?
— Właśnie! A teraz, powiedz-no w dwóch słowach, kim jesteś?
— Ja?
— Tak, ty.
— Mój drogi — odparł młody baron — nie mam jeszcze zupełnie wyrobionego zdania; wszelako wyznam ci po cichu...
— Tak cicho, jak zechcesz, ale śpiesz się z tem wyznaniem!
— Otóż wyznam ci po cichu, że skłaniam się na stronę Henryka V.
— A więc, mój drogi Michale — odparł wesoło hrabia Bonneville — jeśli się skłaniasz na stronę Henryka V, to wszystko, czego mi trzeba.
— Pozwól... Bo, widzisz, ja jeszcze nie jestem zupełnie zdecydowany.
— Tem lepiej! będę miał tę przyjemność, że dokończę twego nawrócenia, a żebym był pewniejszy pomyślnego skutku, ofiarujesz schronienie w swoim zamku mnie i jednemu z moich przyjaciół, który mi towarzyszy.
— Gdzież jest ten twój przyjaciel?
— Tutaj — rzekł Petit-Pierre, zbliżając się i składając młodzieńcowi ukłon ze swobodą i wdziękiem, które stanowiły szczególny kontrast ze strojem, jaki nosił.
Michał przyglądał się przez kilka chwil małemu wieśniakowi, poczem, zbliżając się do Złotego Konara, a raczej do hrabiego Bonneville’a: