Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/789

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Lord Winter zaś po stwierdzeniu przez lekarza śmierci Buckinghama udał się na taras zamkowy, gdzie Felton, odzyskawszy po zamachu cały swój spokój i zimną krew, otoczony strażą, oddawał się rozmyślaniom.
— Nędzniku! — zawołał baron, — cożeś uczynił?
— Pomściłem się — odpowiedział Felton.
— Ty się pomściłeś?! — zawołał baron. — Powiedz raczej, że stałeś się narzędziem tej występnej kobiety... Ale przysięgam ci, że będzie to już ostatnia jej zbrodnia!
— Nie rozumiem, co pan mówisz — odparł spokojnie Felton; — nie wiem, o kim mówisz, milordzie... Zabiłem księcia Buckinghama, bo odmówił dwukrotnie podpisania nominacyi mojej na kapitana; ukarałem go za niesprawiedliwość, i oto wszystko.
Lord Winter ze zdumieniem spojrzał na pilnujących Feltona ludzi, nie wiedząc, co sądzić o podobnej zatwardziałości.
Było jednak coś, co pokrywało chmurą pogodne czoło Feltona. W całej swej naiwności szlachetnego człowieka miał to przekonanie, że lada chwila zjawi się tu milady, by paść mu w ramiona, oskarżyć się o współudział w zbrodni i ponieść śmierć z nim razem. To też każdy szmer czyichś kroków napełniał go tą nadzieją, a następnie rozczarowywał boleśnie.
Lecz oto nagle z wysokości tarasu, skąd rozległy był widok na olbrzymią przestrzeń morza, Felton orlim wzrokiem marynarza dostrzegł punkt, który przez kogo innego mógłby być uważany za mewę, bujającą nad falami morskiemi, i na widok tego punktu chwycił się ręką za serce, a śmiertelna bladość pokryła mu oblicze. Punkt ów był żaglem okrętu, kierującego się ku wybrzeżom Francyi.
W tej chwili zrozumiał Felton, że się pomylił w swych nadziejach na szlachetność milady, i stwierdził ostatecznie, że ta uwielbiana przez niego kobieta z całą egoistyczną obojętnością pozostawiła go na pastwę losu, ani dbając, co się z nim stanie.
— Milordzie! — rzekł do barona, — błagam cię o ostatnią łaskę!
— Czego żądasz? — zapytał baron.