Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/746

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

umfujący — przecie to położenie wprost rozpaczliwe, i ona znieść tego nie potrafi...
Burza, szalejąca w jej duszy, potęgowała jej energję w dwójnasób; rozwaliłaby w tej chwili mury swego więzienia, gdyby ciało jej choćby przez chwilę posiadło moc, równą potędze ducha.
Oprócz tego pobudzało ją jeszcze do czynu wspomnienie kardynała. Cóż mógł pomyśleć, co powiedzieć o jej milczeniu ten niedowierzający, pełen obaw, podejrzliwy człowiek? A przecież on właśnie był nietylko jedynem jej oparciem, jedynym opiekunem w teraźniejszości, lecz, co ważniejsze, głównem narzędziem powodzenia i pomsty na przyszłość. Znała go dobrze i wiedziała, że po powrocie z bezowocnej swej podróży, chociażby najokropniejsze rzeczy opowiadała o swem więzieniu i przebytych katuszach, kardynał odpowie jej z szyderczym spokojem sceptyka, potężnego władzą i geniuszem: „Nie trzeba było dać się podejść!“
Milady odpychała tedy od siebie wszelki cień słabości, powtarzając w myślach nazwisko Feltona i skrzepiając ducha tem jedynem światełkiem, przenikającem w głąb piekła, w jakie się dostała. I niby wąż, zwijający i rozwijający swe pierścienie, aby się przekonać o ich sile, już w myślach spowijała Feltona tysiącem więzów swej pomysłowej wyobraźni.
Lecz czas upływał, mijała godzina po godzinie, a każde uderzenie spiżowego młotka zegaru odbrzmiewało ostro w sercu uwięzionej. O godzinie dziewiątej przyszedł, jak zwykle, lord Winter. Nie miał snadź dzisiaj ochoty do rozmowy, gdyż przez cały czas odwiedzin milczał. Obejrzał tylko okno i kraty, opukał posadzkę i ściany, zbadał kominek i drzwi pokoju, a na odchodnem rzekł:
— No, jestem spokojny, że mi tej nocy nie umkniesz.
O godzinie dziesiątej milady rozpoznała na korytarzu kroki Feltona, który czynił przegląd straży. Zresztą, choć nienawidziła go i pogardzała bezsilnym tym fanatykiem, jednak odgadywała teraz zwykle jego obecność, jak kochanka odgaduje obecność wybrańca swego serca.