D’Artagnan, rozszalały, przebiegł przez przedpokój w trzech susach i wypadł na schody, po których zamierzał zbiedz odrazu po cztery stopnie, gdy nagle, rozpędzony gwałtownie, wpadł z pochyloną głową na muszkietera, wychodzącego od pana de Tréville bocznemi drzwiami, i uderzył go czołem tak silnie w ramię, że muszkieter krzyknął, a raczej zawył z bólu.
— Wybacz pan — rzekł d’Artagnan, zamierzając biedź dalej. — Wybacz pan, ale ogromnie mi się spieszy.
Zaledwie jednak postąpił o jeden schód naprzód, żelazna dłoń chwyciła go za szarfę i przytrzymała w miejscu.
— Spieszy się panu? — zakrzyknął muszkieter, blady jak chusta śmiertelna, — spieszy się panu i pod tym pozorem potrącasz mnie... Powiadasz: „Wybacz pan“ i sądzisz, że to już wystarczy? To jeszcze nie wszystko, mój młokosie. Czyżbyś może sądził, że ponieważ słyszałeś, jak pan de Tréville przemawiał do nas trochę nazbyt swobodnie w dniu dzisiejszym, to już i tobie wolno nas traktować taksamo, jak on się do nas odzywa? Mylisz się pan, młodzieńcze; nie jesteś panem de Tréville, nie, panie.
— Na honor — odpowiedział d’Artagnan, poznając Atosa, który po opatrunku, dokonanym przez lekarza, powracał do domu, — na honor, nie uczyniłem tego umyślnie, a nie uczyniwszy umyślnie, powiedziałem: „Wybacz pan“. I wydaje mi się, że to chyba dosyć. Tymczasem jednak powtarzam, które to powtórzenie jest już może zbyteczne, powtarzam, że, na honor, spieszy mi się, bardzo spieszy. Proszę zatem, niech mnie pan prze-
Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/73
Wygląd
Ta strona została przepisana.
IV.
RAMIĘ ATOSA, SZARFA PORTOSA I CHUSTECZKA ARAMISA.