Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/716

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ciwszy pierwszą stawką, nie chciała się już narażać na ponowną przegraną.
— I pocóż tu wizyta lekarza? — odpowiedziała. — Panowie ci oświadczyli wczoraj, że choroba moja jest komedyą, więc i dzisiaj zapewne mieliby toż samo przekonanie. Gdyby mi zresztą wierzyli, mieliby od wczorajszego wieczora dosyć czasu, aby wezwać lekarza.
— R więc niech mi pani powie sama, jakiego żądasz lekarstwa — odezwał się zniecierpliwiony Felton.
— Czyż ja wiem, mój Boże! Czuję, że jestem chora, i oto wszystko. Dajcie mi, co się wam spodoba. Czyż zresztą zależy wam na mojem zdrowiu?...
— Poprosić tutaj lorda Wintera — rzekł twardo Felton do strażnika, znużony nieustannemi jej skargami.
— Och, nie! nie! — zawołała milady, — nie wzywajcie go! Jestem zupełnie zdrowa... przysięgam, nie potrzebuję niczego!
W okrzyku tym brzmiała tak niezwykła gwałtowność, tak przekonywająca wymowa, że Felton, pociągnięty nią, wszedł do pokoju.
— A jednak wszedł! — pomyślała milady.
— Wszakże, jeżeli pani jest istotnie chora — rzekł, — poślemy po lekarza. Natomiast, jeżeli nas pani zwodzisz, tem gorzej dla niej. Bądź-co-bądź, my sami nie będziemy zmuszeni czynić sobie zgoła żadnych wyrzutów.
Milady nie odpowiedziała na te słowa, lecz, oparłszy piękną swą głowę na poduszce, zalała się łzami i wybuchnęła łkaniem.
Felton spoglądał na nią przez chwilę ze zwykłą swą obojętnością, poczem, widząc, że atak płaczu nieprędko przeminie, wyszedł z pokoju. Usługująca kobieta podążyła za nim. Lord Winter nie ukazał się wcale.
— Zdaje się, że zaczynam patrzeć jaśniej na wszystko — pomyślała milady z dziką radością, owijając się w kołdrę, by ukryć przed ludźmi, mogącymi ją podpatrywać, wybuch wewnętrznego zadowolenia.
Upłynęły od tej chwili dwie godziny.
— No! — rzekła do siebie milady; — nadszedł czas, aby już wyzdrowieć. Trzeba wstać i starać się wyciągnąć jakąś korzyść z dnia dzisiejszego. Mam do roz-