Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/689

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ach! może uważasz, iż brak ci tu jakich wygód? Rozkaż jednak tylko, moja droga, a w tej chwili dostarczę ci wszystkiego.
— Niema tu ani moich służebnych, ani moich lokai...
— Wszystko się znajdzie, milady. Zechciej tylko objaśnić mię, jak był urządzony dom twego pierwszego męża, a ja, aczkolwiek jestem ci tylko szwagrem, zastosuję się ściśle do twych wskazówek.
— Mojego pierwszego męża? — zawołała milady, spoglądając na lorda Wintera obłąkanym niemal wzrokiem.
— Tak jest, twego męża... owego Francuza; nie mówię tu o moim bracie. Zresztą, jeżeli zapomniałaś już o tem, mogę napisać do niego, gdyż przecie żyje jeszcze, i zasięgnąć u niego wiadomości...
Na te słowa zimny pot zrosił czoło milady.
— Żartujesz — wyrzekła głucho.
— Czyż doprawdy wyglądam na człowieka, który żartuje? — zapytał baron, powstając i postępując krok naprzód.
— A raczej znieważasz mnie — mówiła, opierając zaciśnięte ręce na obu poręczach fotelu i unosząc się na nim.
— Znieważam panią? — odezwał się lord Winter z pogardą. — Czy naprawdę sądzisz pani, że byłoby to możliwe?
— Widzę, że jesteś pan albo pijany, albo utraciłeś zmysły — zawołała z gniewem milady. — Proszę stąd wyjść i przysłać mi jaką pokojówkę.
— Kobiety są tak niedyskretne, moja droga! Czyż ja sam nie mógłbym ci usłużyć? Przynajmniej wszystkie nasze tajemnice pozostałyby w rodzinie...
— Zuchwalcze! — krzyknęła milady i, jakby podrzucona sprężyną, skoczyła ku baronowi, który stał ze skrzyżowanemi rękami.
— No! no! — rzekł. — Wiem ja o tem, że masz pani zwyczaj mordować ludzi. Ale uprzedzam cię, że będę się bronił, nie bacząc na to, iż jesteś kobietą.
— Och! powiedziałeś pan prawdę! — syknęła milady. — Jesteś tak podły, że podniósłbyś rękę nawet na kobietę.
— Bardzo być może. Zresztą mam usprawiedliwienie;