Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/671

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zapewne — odparł d’Artagnan zamyślony. — Ale co do mnie, mam teraz zawsze niepokojące wrażenie, że wino, które piję, pochodzi z piwnic milady.
— Jesteś nazbyt wybredny! — żartował Atos. — Taka piękna kobieta!...
— Kobieta ze znaczkiem — zaśmiał się brutalnie Portos.
Atos wzdrygnął się, przesunął ręką po czole i wstał, nie mogąc opanować nerwowego drżenia.
Dzień wreszcie począł się zwolna chylić ku wieczorowi, i gospody zapełniały się pijącymi. Atos, który przypadającą nań część sumy ze sprzedaży dyamentu miał przy sobie, nie wychodził wcale od Parpaillota. Znalazłszy w panu de Busigny, który zresztą poczęstował ich przewybornym obiadem, godnego siebie towarzysza, muszkieterowie zabawiali się z nim, grając w kości, gdy wybiła godzina siódma i rozległy się kroki straży, zmieniających się na posterunkach. O godzinie siódmej i pół zatrąbiono wieczorną pobudkę.
— Jesteśmy zgubieni! — szepnął Atosowi do ucha d’Artagnan, z drżeniem wyczekujący powrotu Plancheta.
— Chcesz powiedzieć, że przegraliśmy — odezwał się spokojnie Atos, wyjmując z kieszeni cztery pistole i rzucając je na stół, jako przegraną stawkę. — No, panowie, trąbią pobudkę do snu; chodźmy spać — dokończył.
I czterej nasi muszkieterowie wyszli z oberży Parpaillota. Atos z d’Artagnanem szli przodem, Aramis zaś, trzymając Portosa pod ramię, podążyli za nimi. Aramis przeżuwał jakieś wiersze, — Portos od czasu do czasu targał niecierpliwie wąsa.
Lecz oto nagle stanął przed nimi w ciemności jakiś cień, dobrze znany z kształtu d’Artagnanowi, i ozwał się głos znajomy:
— Przynoszę panu płaszcz, bo wieczór jest chłodny.
— Planchet! — zakrzyknął d’Artagnan radośnie.
— Planchet! — powtórzyli Portos i Aramis.
— No, taki Planchet! — rzekł spokojnie Atos. — Dlaczego to was dziwi? Przyrzekł nam stawić się o godzinie ósmej, a oto właśnie bije ósma. Doskonale, Planchecie!