Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/645

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Skoro jednak miałeś ją w swem ręku — pytał Portos, — dlaczego nie utopiłeś jej, nie zadusiłeś, nie powiesiłeś? Wszak tylko umarli nie wracają...
— Tak sądzisz, Portosie? — odparł Atos, uśmiechając się tragicznie, co zrozumiał jeden tylko d’Artagnan.
— Panowie! — rzekł d’Artagnan, — przychodzi mi do głowy pewien plan...
— Co takiego? — zapytali muszkieterowie.
Zanim d’Artagnan zdążył odpowiedzieć, rozległ się okrzyk Grimauda:
— Do broni!
Młodzi ludzie zerwali się szybko i pochwycili rusznice.
Tym razem ku murom forteczki zbliżał się oddział, składający się z dwudziestu czy dwudziestu pięciu ludzi; nie byli to już robotnicy, lecz żołnierze miejskiej załogi.
— A gdybyśmy tak wrócili już do obozu? — rzekł Portos. — Zdaje mi się, że teraz siły będą bardzo nierówne.
— Nie możemy uczynić tego z trzech powodów — odpowiedział Atos; — popierwsze: nie skończyliśmy jeszcze śniadania; powtóre: musimy jeszcze pomówić o ważnych sprawach; potrzecie: brakuje nam jeszcze dziesięciu minut do umówionej godziny...
— Trzeba zatem pomyśleć o obronie — rzekł Aramis.
— To będzie nader proste — mówił Atos. — Skoro nieprzyjaciel zbliży się na odległość strzału z muszkietu, damy ognia; jeżeli pomimoto posuwać się będzie dalej, wystrzelimy raz jeszcze... i będziemy strzelali dopóty, póki starczy nabitych muszkietów; jeżeli zaś reszta pozostałych z oddziału żołnierzy zechce przypuścić szturm, pozwolimy oblegającym dotrzeć aż do rowu i zepchniemy na ich głowy ten oto kawał muru, który jedynie jakimś cudem trzyma się równowagi.
— Doskonale! — zawołał Portos. — Stanowczo urodziłeś się na dowódzcę, Atosie, a kardynał, uważający się za wielkiego wojownika, jest niczem przy tobie.
— I proszę bardzo, panowie — ostrzegał Atos. — niewolno pudłować! Niech każdy wymierzy dobrze do upatrzonego wroga.