Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/570

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szy się. — Dowodzi to, że jestem coś wart. Sto luidorów! to już majątek dla dwóch takich łotrów, jak wy. Teraz pojmuję, że mogłeś się zgodzić... I nawet gotów jestem darować ci życie, ale pod jednym warunkiem.
— Pod jakim, panie? — zapytał żołnierz, któremu trwoga śmiertelnymi potami wciąż oblewała czoło.
— Oto pójdziesz i wyjmiesz list z kieszeni swego towarzysza.
— Ależ to, panie, także śmierć pewna, tylko innego rodzaju! — zawołał bandyta. — Gdybym poszedł po ten list, naraziłbym się na kule z fortecy...
— Ruszaj i przynieś mi ten list natychmiast, bo przysięgam, że w przeciwnym razie zginiesz z mojej ręki.
— Łaski, panie! ulituj się nademną! zaklinam cię na imię tej młodej kobiety, którą kochasz i którą może uważasz za umarłą, a która żyje jeszcze! — wołał bandyta, podnosząc się na kolana i opierając się na ręku, gdyż w miarę upływu krwi tracił coraz bardziej siły.
— Skąd wiesz, że istnieje kobieta, którą kocham, i że uważam tę kobietę za nieżyjącą? — spytał d’Artagnan.
— To wszystko jest powiedziane w tym liście, który ma w kieszeni mój towarzysz.
— Widzisz więc sam, że list ten muszę mieć bezwarunkowo — oświadczył d’Artagnan. — Nie zwlekaj zatem, nie wahaj się dłużej, bo chociaż wstrętem przejmuje mię myśl umoczenia powtórnie szpady w krwi takiego jak ty łotra, to jednak przysięgam na honor uczciwego człowieka...
I przy tych słowach d’Artagnan uczynił tak groźny gest, że raniony zerwał się na nogi.
— Wstrzymaj się, panie! wstrzymaj się! — wołał bandyta, odzyskując pod wpływem strachu odwagę. — Już idę! idę!
D’Artagnan odebrał żołnierzowi rusznicę, a gdy się drab koło niego zatoczył z osłabienia, popędził go ku towarzyszowi, uderzając w lędźwie rękojeścią szpady.
Strasznym był widok tego nieszczęśliwca, który, śladami krwi znacząc swą drogę, blady, jak oczekująca go niebawem śmierć, usiłował dowlec się do ciała wspólnika, dogorywającego w odległości mniej-więcej dwudziestu kroków. Na oblanej zimnym potem twarzy jego malowało