Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/551

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XX.
STRASZNA ZJAWA.

Kardynał wsparł łokieć na rękopisie, głowę zaś na dłoni i przez chwilę wpatrywał się w młodzieńca. Nikt nie spoglądał nigdy tak głęboko i badawczo, jak kardynał Richelieu.
D’Artagnan uczuł, że spojrzenie to rozpala mu żyły, niby gorączka. Nie tracił jednak spokoju i, trzymając w ręku kapelusz, oczekiwał bez zbytniej dumy, lecz i bez uniżoności, aż Jego Eminencya raczy przemówić.
— Pochodzisz pan z d’Artagnanów bearneńskich? — zapytał kardynał.
— Tak, Wasza Wielebność — odpowiedział młodzieniec.
— Istnieje kilka rodzin d’Artagnanów w Tarbes i w okolicy — mówił kardynał; — z której z nich pan się wywodzisz?
— Jestem synem tego d’Artagnana, który brał udział w wojnach religijnych pod wodzą wielkiego króla Henryka, ojca miłościwie nam panującego Króla Jego Mości.
— Tak, to się zgadza. Przed sześciu czy siedmiu miesiącami przybyłeś pan tutaj ze stron rodzinnych, aby szukać szczęścia w stolicy?
— Tak, Eminencyo.
— Jechałeś pan przez Meung, gdzie spotkała cię jakaś przygoda... nie pamiętam już w tej chwili, jaka.
— Eminencyo — odpowiedział d’Artagnan, — zdarzyło się...
— Nie trzeba, nie trzeba! — przerwał kardynał z uśmiechem, dowodzącym, że wiedział o wszystkiem równie do-