Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/515

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mogą się spodziewać, że będziesz pan mi w tej walce sojusznikiem?
D’Artagnan pojął natychmiast, do czego zmierza mściwa kobieta.
— O, pani! — zawołał z przesadnym zapałem, — moje ramią i moje życie należy do ciebie tak samo, jak moja miłość.
— A zatem — mówiła dalej milady, — ponieważ jesteś pan równie szlachetny, jak zakochany...
Tu zawahała się przez chwilą.
— A zatem?
— A zatem — dokończyła milady po chwili milczenia — przestań pan mówić od dnia dzisiejszego o niepodobieństwach.
— Trudno mi uwierzyć w to szczęście! — zawołał d’Artagnan, klękając przed nią i okrywając pocałunkami ręce, których mu nie usuwała.
W tej wszakże pełnej namiętnych słów chwili przez mózg obojga przemknęły inne myśli:
— Pomścij mnie i zabij tego niegodnego de Wardes — pragnęła w duszy milady, — a wówczas potrafię się pozbyć i ciebie, podwójny głupcze, bierne narzędzie rąk moich...
— Padnij mi teraz dobrowolnie w ramiona — myślał natomiast d’Artagnan, — ty, która tak bezczelnie naigrawałaś się dotychczas ze mnie... Padnij w moje ramiona, obłudna i niebezpieczna kobieto, a wtedy zadrwię i z ciebie, i z tego, którego pragniesz zabić przy mojej pomocy.
D’Artagnan podniósł głowę.
— Jestem gotów — rzekł.
— Zrozumiałeś mię zatem, kochany panie d’Artagnanie? — odezwała się milady.
— Odgadłem jedno z twych spojrzeń.
— Więc użyjesz dla mnie siły twego ramienia, tak już znanego z dzielności?
— Choćby w tej chwili.
— Ale jakże ja cię nagrodzę za podobną usługę? Znam dobrze zakochanych i wiem, że nie czynią nic zadarmo.