Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/482

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

spoglądając po raz pierwszy na dziewczynę z pewnem zajęciem.
— Niestety, wiem.
— A więc, zamiast żałować mnie, uczyniłabyś lepiej, gdybyś mi dopomogła pomścić się na twojej pani...
— A w jaki sposób chcesz się pan pomścić?
— Pragnę tryumfować nad nią... pragnę zastąpić mego rywala...
— Do tego nigdy nie przyłożę ręki — oświadczyła żywo Ketty.
— I dlaczegóż to?
— Z dwóch powodów.
— Z jakich?
— Przedewszystkiem pani moja nie pokocha cię nigdy, panie kawalerze.
— Skąd wiesz o tem?
— Uraziłeś ją pan w samo serce.
— Ja? ja miałbym ją urazić? ja, który od pierwszej chwili poznania wiję się u jej stóp, jak niewolnik? Wytłómacz mi te słowa, dziewczyno! błagam cię!...
— Mogłabym wytłómaczyć je tylko temu człowiekowi, któryby zajrzał w głąb mojego serca.
D’Artagnan spojrzał ponownie na Ketty. Młoda dziewczyna była tak świeża i piękna, że niejedna księżniczka oddałaby koronę za taką urodę.
— Ketty! — rzekł, — będę czytał w twem sercu, jeżeli mi tylko pozwolisz na to; bądź pewna, moje dziecię.
I wycisnął na jej ustach gorący pocałunek, od którego biedna dziewczyna zaczerwieniła się jak wiśnia.
— Nie! nie! — wołała Ketty, — pan mię nie kochasz! pan kochasz moją panią; wszakże sam powiedziałeś to przed chwilą...
— I dlatego nie chcesz mi wyjawić drugiego powodu?
— Drugim powodem — mówiła Ketty, ośmielona zarówno pocałunkiem, jak wyrazem oczu młodego człowieka, — drugim powodem jest to, że w miłości każdy człowiek myśli przedewszystkiem o sobie...
Teraz dopiero przypomniał sobie d’Artagnan owe powłóczyste spojrzenia Ketty, owe spotkania z nią na schodach, w przedpokoju, w krużgankach pałacu, owe mu=