Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

byli posłuszni każdemu jego słowu i każdy z nich był gotów na śmierć, byleby się oczyścić w jego oczach z najmniejszego choćby zarzutu.
Pan de Tréville posługiwał się tą potężną dźwignią przedewszystkiem w interesie króla i jego stronników, — następnie w interesie swoim własnym i swoich przyjaciół. Zresztą w żadnym z pamiętników, pochodzących z owej epoki, z której pozostało tyle wspomnień, nie znajdujemy ani jednej skargi przeciwko temu zacnemu szlachcicowi, ani jednego zarzutu, nawet ze strony jego wrogów; miał ich zaś pan de Tréville niemało, zarówno wśród ludzi pióra, jak szpady. Nikt z tych pamiętnikarzy — powtarzamy — nie podniósł nigdy zarzutu, aby ten zacny szlachcic nadużył kiedyś ślepego przywiązania swoich podwładnych muszkieterów. Mimo, że posiadał genialną zdolność do intrygowania, nie ustępując pod tym względem największym owoczesnym intrygantom, pozostał uczciwym człowiekiem. Co więcej, mimo odniesionych ran, które oszpecają, mimo nużących ćwiczeń fizycznych, był jednym z największych donżuanów, jednym z najwytworniejszych strojnisiów, jednym z najbardziej odznaczających się wyszukaną rozmową bawidamków owej epoki; mówiono o tryumfach miłosnych pana de Tréville w ten sam sposób, jak na dwadzieścia lat przedtem o powodzeniach Bassompierre’a, co chyba niemałem było uznaniem. Podziwiano więc dowódcę muszkieterów, lękano się go i kochano; słowem — posiadł wszystko, co jest szczytem powodzenia ludzkiego.
Ludwik XIV gasił wszystkie drobne gwiazdy swego dworu promieniami własnej jasności; natomiast ojciec jego, słońce pluribus impar, pozostawiał blask osobisty każdemu z swych ulubieńców, nie krępował osobistego znaczenia nikogo ze swoich dworaków. Oprócz przyjęć u króla i kardynała, istniało na owe czasy w Paryżu około dwustu małych kółek, bardzo przez szlachtę poszukiwanych. Z pośród nich najbardziej ubiegano się o zaproszenie na przyjęcie u pana de Tréville.
Dziedziniec jego pałacu, znajdującego się przy ulicy Starego Gołębnika, sprawiał wrażenie obozu, i to latem już od godziny szóstej rano, a zimą od godziny ósmej.