Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/441

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kiem „milady“, spojrzał na niego z ukosa i podchwycił ów tryumfujący błysk oczu.
— No, no! — szepnął sam do siebie, rozumując w duchu rozluźnionej moralności, właściwej owej epoce zalotów, — oto człowiek, który będzie wyekwipowany na termin.
Portos, poddając się naciskowi ramienia pani prokuratorowej, jak łódź sterowi, doszedł z nią do klasztoru Saint-Magloire przy mało uczęszczanej, zamkniętej z obu stron kołowrotami ulicy. W dzień można tu było spotkać jedynie zajadających wyżebraną strawę żebraków i bawiącą się dziatwę.
— Ach, panie Portosie! — mówiła pani prokuratorowa, upewniwszy się poprzednio, że, prócz miejscowych mieszkańców dzielnicy, nikt obcy nie może ich ani zobaczyć, ani usłyszeć. — Ach, panie Portosie! jesteś pan, jak widzę, nieporównanym zdobywcą serc niewieścich.
— Ja, pani? — odrzekł Portos, nadymając się. — I czemuż to uważasz mię pani za takiego?
— A te znaki w kościele! a ta woda święcona! Dama zaś owa z murzynkiem i pokojową to co najmniej księżniczka krwi...
— Mylisz się, pani — rzekł Portos; — jest to zwyczajna księżna.
— Przytem lokaj, czekający przy drzwiach kościoła... karoca z woźnicą we wspaniałej liberyi na koźle... No, no!
Portos nie widział ani lokaja, ani karety; natomiast pani Coquenard dostrzegła wszystko bystrem spojrzeniem zazdrosnej kobiety.
Portos pożałował teraz, że odrazu nie przedstawił nieznajomej, jako księżniczki krwi.
— Jesteś pan tedy ulubieńcem pięknych pań, panie Portosie! — rzekła prokuratorowa z westchnieniem.
— Pojmuje pani — odparł Portos, że, dzięki urodzie, jaką mię uposażyła natura, nie brakuje mi powodzenia.
— Mój Boże! jak to prędko mężczyźni tracą pamięć! — zawołała prokuratorowa, wznosząc oczy ku niebu.
— Zdaje mi się jednak, że nie tak prędko, jak kobiety — odpowiedział Portos. — Ja raczej mógłbym powiedzieć, że stałem się ofiarą pani, gdy leżałem ranny,