Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/379

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jedną miejscowość, przybywa się do innej, a z przebytej przestrzeni nic nie pozostaje w pamięci, prócz jakiejś mglistej fali, z której wylania się tysiąc chaotycznie pomieszanych obrazów drzew, pagórków, uprawnych pól. Skutkiem tej jakiejś halucynacyi d’Artagnan puścił wolno koniowi wodze i tak przebył sześć czy siedem mil, dzielących Chantilly od Crévecoeur. Przybywszy do tej miejscowości, nie zdawał sobie sprawy z niczego, co spotykał po drodze.
Teraz dopiero oprzytomniał nareszcie i, otrząsnąwszy się z zadumy, zobaczył przed sobą gospodę, gdzie pozostawił był Aramisa. Ściągnąwszy konia, zatrzymał się przed bramą.
Tym razem powitała go oberżystka, nie zaś jej mąż. Jako dobry fizyognomista, jednem spojrzeniem zdał sobie młodzieniec sprawę z pogodnego oblicza pani domu i zrozumiał, że wobec niej nie ma potrzeby udawać, ani też nie ma powodu obawiać się czegoś.
— Moja dobra pani — zapytał d’Artagnan, — czy nie mogłaby mię pani objaśnić, co się stało z jednym z moich przyjaciół, którego musieliśmy pozostawić tutaj przed dwunastu dniami?
— Piękny, młody człowiek, w wieku dwudziestu trzech lub dwudziestu czterech lat, łagodny, miły, dobrze wychowany?
— Co więcej, raniony w ramię.
— To się zgadza.
— Istotnie?
— Nie ruszył się stąd wcale, proszę pana.
— Na Boga, dobra pani! — zawołał d’Artagnan, zeskakując z konia i rzucając Planchetowi cugle, — powracasz mi pani życie. Gdzież jest kochany Aramis? niechże go uścisnę. Wyznaję, że strasznie mi pilno go zobaczyć.
— Wybacz pan, wątpię jednak, aby mógł pana przyjąć w tej właśnie chwili.
— Dlaczego? Czyżby była może u niego jaka kobieta?
— Na miłość boską, co pan wygadujesz? U tego biednego chłopaka? Nie, panie; niema tam wcale kobiety.
— Więc któż jest u niego?
»