Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i nie ustępując ani na krok przed trzema przeciwnikami, którzy nie szczędzili ciosów.
— Jeszcze dalej ta gaskonada — mruknął szlachcic. — Na honor, ci Gaskończycy są niepoprawni! Więc potańczcie jeszcze, skoro kawaler chce tego tak koniecznie. Gdy się zmęczy, powie sam, że ma dosyć.
Ale nie wiedział jeszcze, z jakim zapaleńcem ma do czynienia; d’Artagnan nie należał do ludzi, którzy proszą o pardon. Walka trwała zatem jeszcze kilka minut, aż wreszcie wyczerpany zupełnie z sił d’Artagnan wypuścił szpadę, która pękła na dwoje wskutek uderzenia kijem. Prawie równocześnie inny cios ugodził go w czoło tak, że padł na ziemię, zakrwawiony i prawie nieprzytomny.
W tej samej niemal chwili ze wszystkich stron zaczęto się zbiegać na miejsce zajścia. Oberżysta, obawiając się skandalu, przeniósł ranionego z pomocą swych służących do kuchni, gdzie zajęto się opatrzeniem ran jego.
Tymczasem szlachcic powrócił na swoje dawne miejsce przy oknie i z pewnem zniecierpliwieniem spoglądał na pospólstwo, które nie rozpraszało się, lecz widocznie okazywało mu swe niezadowolenie.
— I cóż, jakże się miewa ten szaleniec? — zapytał, odwracając się na szmer otwierających się drzwi i spostrzegając oberżystę, który przychodził zapytać się o jego zdrowie.
— Wasza Ekscelencya nie poniosła żadnego szwanku? — wypytywał oberżysta.
— Jestem zupełnie zdrowy i nietknięty, mój drogi gospodarzu; natomiast pragnąłbym się dowiedzieć, co się dzieje z naszym młodym człowiekiem.
— Ma się już lepiej — odparł oberżysta, — chociaż zemdlał.
— Doprawdy? — wtrącił szlachcic.
— Lecz, zanim zemdlał, zebrał wszystkie siły i wołał pana, wygrażając mu się przytem.
— Ależ to dyabeł wcielony ten śmiałek — zawołał nieznajomy.
— Och, nie, Wasza Ekscelencyo, wcale nie dyabeł — odparł oberżysta z pogardliwem skrzywieniem ust. — Podczas zemdlenia zrewidowaliśmy jego tobołek i zna-